czwartek, 31 maja 2012

Wiara i monety


W pewnej wsi w prowincji Henan stały w bliskim sąsiedztwie dwa domy. W jednym wielkim i murowanym mieszkał szczęśliwy i zamożny rolnik. Był otoczony służbą i mógł mieć wszystko, niczego mu nie brakowało. Nie stronił nigdy od luksusu i spełniania swoich zachcianek.
Obok, w skromnej drewnianej chałupinie, żył starszy człowiek, przestrzegający bardzo surowych zasad i obyczajów. Cały swój czas przeznaczał na uprawę ziemi oraz na modlitwę.
W ciągu dnia staruszek i bogacz spotykali się niejednokrotnie, wymieniając zawsze parę zdań. Bogaty rolnik mówił najczęściej o swoich pieniądzach, a starzec o swojej wierze.
- Wiara! - kpił sobie bogacz. - Jeśli prawdą jest ze, jak mówisz, Bóg istnieje i jest taki wszechmocny i potężny, to dlaczego Go nie poprosisz, aby zesłał ci tyle pieniędzy, zebyś nie musiał już żyć w niedostatku i tak ciężko pracować?
- To bardzo dobry pomysł - odpowiedział starzec i poszedł do swojego domu. Następnego dnia, kiedy się spotkali, starzec był dziwnie rozpromieniony i szczęśliwy.
- Co ci jest, starcze?
- Nic mi nie jest. Ale dzisiaj rano, zgodnie z twoją radą, poprosiłem Boga, aby zesłał mi sto dukatów.
- Ach tak?
- Tak, i wiesz, co Mu powiedziałem ? Ze chyba wie o tym, jak dobrym zawsze byłem człowiekiem i szanowałem Jego prawa. Nalezy mi się za to nagroda i sam mogę wyznaczyć jej wysokość. Poprosiłem go o sto złotych monet.
Chyba nie jest to zbyt duza suma, jak sądzisz?
- To niewazne, co ja sądzę- odpowiedział kpiąco bogacz. - Wazne, co na ten temat sądzi twój Bóg. Moze uwaza, ze powinieneś dostać dwadzieścia albo pięćdziesiąt, albo sto osiemdziesięciu, albo dziewięćdziesiąt. Kto wie?
- Jesteś w błędzie. Bóg moze zdecydować, czy zasługuję na nagrodę, czy nie. Ja mogę ustalić jej wysokość. A ja proszę bardzo wyraźnie. Chcę stu monet. Nie przyjmę dwudziestu ani trzydziestu, ani dziewięćdziesięciu dwóch. Poprosiłem o sto i nie wątpię, ze jeśli Bóg będzie mógł się zająć moją prośbą, spełni ją. Nie będzie się ze mną targował, ani ja z Nim. O sto proszę i sto dostanę. Nie mam zamiaru zaakceptować nawet jednej monety mniej.
- Ha, ha! Jak na biedaka masz niezłe wymagania! - śmiał się bogacz.
- To czysta uczciwość. Tak samo jak On wymaga ode mnie, ja wymagam od Niego - powiedział starzec.
- Nie wierzę, abyś potrafił odmówić przyjęcia np. pięćdziesięciu monet, które ześle ci Bóg, tylko dlatego, ze nie jest ich sto.
- Jestem pewny, ze nie przyjąłbym zadnej ilości nizszej od stu, ale wyzszej tez nie. Nawet gdyby Bóg stwierdził, ze to za mało, i zdecydował się przysłać mi więcej. Reszty i tak bym nie przyjął.
- Ha, ha! Oszalałeś zupełnie. To ta praca w słońcu ci zaszkodziła. Myślisz, ze uwierzę w twoje deklaracje i twoją wiarę? Ha, ha! Chciałbym zobaczyć, jak się tego trzymasz. Ha, ha!
I sąsiedzi rozeszli się.
Nie wiadomo, z jakiego powodu, starzec irytował bogacza. Drazniła go jego skromność, wiara, spokój ducha. I ta pewność siebie! Co za nonszalancja! Jak mógł powiedzieć, ze nie przyjąłby sumy mniejszej od stu dukatów? Tu Bogacz postawił sobie cel: zdemaskować i ośmieszyć wiarę starca. Nie czekając długo, postanowił zrobić to tego samego popołudnia. Przygotował duzą sakiewkę z dziewięćdziesięcioma dziewięcioma duktami i podkradł się pod chałupę sąsiada. Starzec klęczał przed obrazem i głośno się
modlił.
- Boze miłościwy, wspomóz mnie, twojego wiernego wyznawcę. Myślę, ze mam prawo do stu monet. I gdy będziesz je wysyłał, pamiętaj: ma być sto. Nie zadowolę się tym, co mi ześlesz. Chcę dokładnie stu monet...
Kiedy starzec się modlił, bogacz wszedł na dach i przez otwór w kominie zrzucił monety do środka. Następnie zszedł i podglądał przez okno. Starzec, będąc jeszcze na klęczkach, usłyszał dźwięk metalu spadającego w kominie. Wstał powoli, zblizył się do pieca, podniósł sakiewkę, strzepując z niej
sadzę i popiół. Następnie podszedł do stołu i wysypał zawartość sakwy. Ukazała się przed nim góra monet. Starzec padł na kolana i szczerze podziękował Bogu za zesłany mu prezent.
Dokończył modlitwę i przeliczył monety. Było ich dziewięćdziesiąt dziewięć!
Dziewięćdziesiąt dziewięć monet.
Na ten właśnie moment czekał przyczajony za szybą zamozny gospodarz. Czekał, przygotowany na zdemaskowanie obłudy starca i wyłozenie swojej teorii. Starzec wzniósł oczy ku niebu i modlił się dalej:
- Boze mój, widzę, ze zdecydowałeś się na spełnienie prośby biednego starca, ale równiez widzę, ze w niebiańskim skarbcu było tylko dziewięćdziesiąt dziewięć monet. Jesteś wspaniałomyślny i nie pozwoliłeś, abym czekał tylko na jedną monetę. Ale, jak juz Ci powiedziałem, nie chcę przyjąć sumy mniejszej bądź większej o jedną choćby monetę... Nie chcę zatem Twoich pieniędzy - i starzec pogrązył się w modlitwie
„To uparty osioł!” - pomyślał zaskoczony bogacz. Po krótkiej chwili starzec zaczął mówić znowu
- Z drugiej jednak strony, darzę Cię absolutnym zaufaniem. Potraktujmy to jako Twój dług wobec mnie. Ten jeden raz pozwolę Ci, abyś mógł oddać mi w wybranym przez Ciebie momencie jedną monetę.
- Zdrada! Kłamca! - krzyknął tryumfująco bogacz zza okna. - Obłudnik! - Wykrzykując, zaczął walić pięściami w drzwi chaty swego sąsiada. Starzec otworzył.
- Jesteś kłamcą i obłudnikiem! - powtórzył. - Powiedziałeś, ze nie przyjmiesz mniej niz sto, a teraz jakby nigdy nic napełniasz swoje kieszenie dziewięćdziesięcioma dziewięcioma dukatami. Jesteś kłamcą i kłamstwem jest twoja wiara w Boga. Cały czas chodzi Ci tylko o monety.
- Skąd wiesz o dziewięćdziesięciu dziewięciu monetach? - zapytał starzec.
- Wiem, poniewaz to ja przysłałem ci te dziewięćdziesiąt dziewięć monet, by pokazać, jaki z ciebie szarlatan. „Nie przyjąłbym zadnej sumy innej od stu”, ha, ha, ha! - przedrzeźniał słowa starca.
- I rzeczywiście nie zaakceptuję tego. Bóg odda mi ostatnią monetę wtedy, kiedy sam zdecyduje.
- On tobie nic nie ześle, bo, jak juz ci mówiłem, to ja ci wrzuciłem sakiewkę.
- Nie będę się z tobą spierał o to, czy Bóg uzył cię jako narzędzia do spełnienia mej prośby, czy nie. Ale te pieniądze wpadły do mego komina wtedy, kiedy się o nie modliłem, i są moje. Kazdy sąd to przyzna. Uśmiech zniknął z twarzy bogatego człowieka.
- Jak to „są twoje”? Ta sakwa i te monety są moje. Ja je wrzuciłem.
- Wola boska jest niepojęta dla istoty ludzkiej - powiedział starzec, wznosząc oczy ku niebu.
- Ty obłudniku i złodzieju! Mówiłeś coś o sądzie? Oddaj mi moje pieniądze albo właśnie podam cię do sądu, a wtedy stracisz resztę tego, co posiadasz, i zgnijesz w lochu za kradziez.
- Jedynym sędzią nade mną jest mój Bóg. Ale jeśli chcesz jechać do sędziego z miasta, to nie mam nic przeciwko temu, aby tę sprawę oddać w jego ręce.
- Dobrze, jedźmy w takim razie natychmiast. Nie ma na co czekać.
- Niestety, będziesz musiał zaczekać, az kupię sobie wóz. Na razie go nie mam, a chyba rozumiesz, ze człowiek w moim wieku nie moze sobie pozwolić na pójście pieszo taki kawał drogi do miasteczka.
- Nie musimy czekać. Dam ci mój wóz.
- Doprawdy, bardzo ci dziękuję. Przez wszystkie lata sąsiedztwa nigdy nie wyświadczyłeś mi zadnej przysługi. Ale mimo wszystko będziemy musieli zaczekać, az zima trochę ustąpi. Jest bardzo zimno i bez ciepłego ubrania nie dojechałbym zdrowy do miasteczka.
- Rozszyfrowałem cię. Próbujesz opóźnić spotkanie z sędzią - powiedział rozwścieczony bogacz. - Nic z tego. Dam ci swój kozuch, abyś mógł pojechać, i dołozę ciepłe buty. Masz jeszcze jakiś pretekst, aby nie jechać?
- Teraz nie - rzekł starzec. - Nie mogę odmówić.
Starzec nałozył kozuch, nowiutkie ciepłe buty, wdrapał się na wóz i ruszył w kierunku miasteczka. Za nim drugim wozem jechał bogacz. Kiedy dotarli na rynek w miasteczku, bogacz udał się od razu do sędziego, aby wnieść sprawę przeciwko starcowi. Bogacz opisał swój plan, którego celem było zniesławienie starca i udowodnienie jego słabej wiary. Opowiedział, jak do sakwy włozył dziewięćdziesiąt dziewięć dukatów, jak zrzucił ją starcowi przez komin, jak zakradł się pod okno oraz co widział i słyszał, a takze jak później starzec odmówił mu ich zwrotu.
- A ty co masz do powiedzenia na to wszystko, starcze? - zapytał sędzia.
- Wysoki sądzie, jestem zazenowany, ze ta sprawa trafia az tutaj. Mój sąsiad jest najbogatszym człowiekiem w całej wsi i jednym z najbogatszych w okręgu. Znam go ponad trzydzieści lat. Jest pazerny i chciwy. Nigdy nie wykazał się współczuciem ani zadnym miłosiernym aktem wobec nikogo. To jest najmocniejszy argument w mojej obronie. Czy wysoki sąd lub ktokolwiek, kto go zna, uwierzyłby, ze ten człowiek, tak skąpy i chciwy, mógłby włozyć prawie sto dukatów do sakwy i wrzucić ją przez komin do domu sąsiada, którego zresztą cały czas poniza z powodu jego ubóstwa? Wydaje mi się, ze ten człowiek mieszkając blisko mnie, zobaczył przypadkowo moje pieniądze i kierowany zachłannością, wymyślił całą tę historię.
- Wymyślił? Ty gadzie i złodzieju! - wykrzyknął bogacz. - Dobrze wiesz, ze mówię prawdę. Sam nie wierzysz w tę idiotyczną bujdę o Bogu przysyłającym ci pieniądze. Oddaj mi sakiewkę, bo cię rozszarpię.
- Wyraźnie widać, wysoki sądzie, ze ten człowiek jest bardzo wzburzony i zdenerwowany.
- Oczywiście! Nerwy mi puszczają, kiedy ktoś mnie okrada. śądam, abyś oddał mi sakiewkę.
Sędzia był w powaznym kłopocie. Argumenty obu męzczyzn brzmiały rozsądnie. Stanowisko zmuszało go do podjęcia decyzji, ale jaka decyzja byłaby najbardziej sprawiedliwa?
- Oddaj mi pieniądze, stary obłudniku - krzyczał bogacz. - Te pieniądze są moje, tylko moje.
Nagle bogacz, nie panując nad sobą, wskoczył na oddzielającą ich drewnianą balustradę i jakby w amoku, tracąc zupełnie panowanie, próbował wyrwać starcowi sakwę.
- Spokój! - krzyknął sędzia. - Straze! Porządek na sali! - Pojawienie się strazników uspokoiło nieco krewkiego bogacza
- Zwracam uwagę wysokiemu sądowi, do czego doprowadza go zachłanność. Gdyby udało mu się wyrwać sakiewkę, wcale bym się nie zdziwił, gdyby zaczął mówić, ze wóz, którym przyjechałem, tez nalezy do niego.
- Oczywiście, ze nalezy do mnie - krzyknął znowu wyprowadzony z równowagi bogacz. - Dałem ci go na przyjazd do miasta.
- I co, wysoki sądzie ? Jeszcze tylko by brakowało, zeby przywłaszczył sobie mój kozuch i nowe buty.
- Oczywiście, ze jestem ich właścicielem! Kozuch jest mój - krzyczał bogacz, tracąc zupełnie panowanie nad sobą. - Jest mój, wszystko jest moje: sakwa, dukaty, wóz, kozuch, buty... Wszystko jest moje, wszystko! - wrzeszczał jak opętany.
- Dość tego! Straze, uciszyć go - powiedział sędzia, który nie miał juz wątpliwości.
- Nie wstyd ci? Do czego się posuwasz? Chcesz odebrać temu biednemu człowiekowi nawet osobiste rzeczy. Jedyne rzeczy, które ma.
- Ale... one są...
- Dosyć tego. Nie ma zadnego „ale”. Jesteś chciwy, zachłanny i to do prowadza cię do obłędu. Nie panujesz nad sobą i nie wiesz, co mówisz - kontynuował sędzia. - Za próbę oszukania tego starego człowieka, wprowadzenie w błąd sądu i składanie fałszywych zeznań, skazuję cię na miesiąc więzienia i zapłacenie twemu sąsiadowi odszkodowania za cierpienia, jakich doznał, w wysokości dwustu dukatów.
- Czy mogę się wtrącić, wysoki sądzie - odezwał się starzec. - Czy mogę coś powiedzieć?
- Mów, starcze.
- Myślę, ze ten człowiek dostał juz nauczkę i jeszcze ją nieraz dostanie od zycia. Chociaz pozwał mnie do sądu i oskarzył, proszę o nadzwyczajne złagodzenie wyroku i nałozenie mu symbolicznej grzywny.
- To bardzo szlachetny gest, starcze. Ile proponujesz? Sto dukatów? Pięćdziesiąt?
- Nie, wysoki sądzie. Myślę, ze jeden dukat będzie wystarczającą karą.
Sędzia, nieco zdziwiony, uderzył młotkiem w stół i odczytał wyrok:
- Ze względu na szlachetność pozwanego, a nie na wolę sądu, skazuje się powoda na zapłacenie symbolicznej grzywny jednego dukata, którą musi uiścić natychmiast.
- Nie zgadzam się! - zawołał bogacz. - Sprzeciwiam się! Protestuję!
- Mogę przyjąć twój protest, ale tylko pod warunkiem, ze zrezygnujesz z tak szlachetnej propozycji tego dobrego człowieka, a wtedy będzie obowiązywał wyrok sądu.
Zdruzgotany bogacz, wyjął monetę i podał ją starcowi.
- Sprawa zakończona - powiedział sędzia i stuknął młotkiem.
Bogacz wybiegł wściekły. Wskoczył na swój wóz i szybko opuścił miasteczko. Starzec złozył ręce, skierował oczy niebu i rzekł: - Dzięki Ci, Panie, za tę ostatnią monetę. Niczego juz mi nie jesteś winien.
-Opowiadanie z książki Królickiego Zbigniewa - Bajki chinskie dla doroslych

1 komentarz: