czwartek, 31 maja 2012

Integracja świadomego i podświadomego umysłu

Co to jest podświadomość? Niektórzy psychologowie i inni myśliciele określają
podświadomość jako rezerwuar całej wewnętrznej mocy. W rzeczywistości, jest to rezerwuar
wszelkich naszych iluzji. Faktycznie mówią oni o Prawdziwym Ja, które znajduje się "pod"
podświadomością. To podświadomość zakrywa naszą boską esencję, blokując jej przepływ,
czyniąc świadomość nieświadomą i powodując ignorancję.
Podświadomość została stworzona do wykonywania zadań w sposób automatyczny, tak
aby nie obciążać świadomego umysłu monotonnymi szczegółami, takimi jak bicie serca czy
oddychanie. Jest podobna do automatycznego pilota, przejmującego pewne zadania po to, aby
prawdziwy pilot mógł myśleć i robić co innego. Niestety, nadużyliśmy tego daru i zamiast
nam ułatwiać życie, podświadomość trzyma nas w uśpieniu. Podświadomy umysł oznacza coś, co jest "pod" i poza normalnym obszarem świadomości.
Jesteśmy świadomi swego świadomego umysłu, ale nie jesteśmy świadomi swej
podświadomości. Jest tak dlatego, że wraz z pierwszym aktem stłumienia i wyparcia czegoś,
wycofaliśmy swoją świadomość z części Stworzenia i w ten sposób oddzieliliśmy się od
rzeczywistości, tworząc "negatywną" podświadomość. Ta część podświadomego umysłu nie
istniała, dopóki jej nie stworzyliśmy, negatywnie coś osądzając. Za każdym razem, gdy
wycofujemy z czegoś świadomość i coś z niej wypieramy, powiększamy podświadomy umysł
kosztem świadomego. Odtrącając rzeczywistość przez uznanie czegoś za nieprzyjemne i
spychając ją do podświadomości, coraz bardziej ograniczamy nasz świadomy umysł. O takiej
"ciemności" mówi Nowy Testament. Wycofanie świadomości z jakiegokolwiek
doświadczenia, które oceniamy negatywnie, powoduje "osunięcie" się świadomości w
podświadomość i ciemność.
Gdy zaczynamy skupiać się na sobie dzięki rozmaitym technikom, takim jak: integracja
oddechem, rebirthing, joga, medytacja itd., nasza esencja lub, inaczej, nieskończona
wewnętrzna istota zaczyna się krystalizować i wyrażać siebie. Kiedy owa wewnętrzna istota,
czyli bezwarunkowa wewnętrzna ekstaza, staje się wyraźniejsza, zaczyna wywierać coraz
większy wpływ na naszą zewnętrzną istotę.
Podświadomy umysł symbolizowany jest w chrześcijaństwie jako "grzech pierworodny".
-z książki Sisson P. Colin "Wewnętrzne przebudzenie"

Wiara i monety


W pewnej wsi w prowincji Henan stały w bliskim sąsiedztwie dwa domy. W jednym wielkim i murowanym mieszkał szczęśliwy i zamożny rolnik. Był otoczony służbą i mógł mieć wszystko, niczego mu nie brakowało. Nie stronił nigdy od luksusu i spełniania swoich zachcianek.
Obok, w skromnej drewnianej chałupinie, żył starszy człowiek, przestrzegający bardzo surowych zasad i obyczajów. Cały swój czas przeznaczał na uprawę ziemi oraz na modlitwę.
W ciągu dnia staruszek i bogacz spotykali się niejednokrotnie, wymieniając zawsze parę zdań. Bogaty rolnik mówił najczęściej o swoich pieniądzach, a starzec o swojej wierze.
- Wiara! - kpił sobie bogacz. - Jeśli prawdą jest ze, jak mówisz, Bóg istnieje i jest taki wszechmocny i potężny, to dlaczego Go nie poprosisz, aby zesłał ci tyle pieniędzy, zebyś nie musiał już żyć w niedostatku i tak ciężko pracować?
- To bardzo dobry pomysł - odpowiedział starzec i poszedł do swojego domu. Następnego dnia, kiedy się spotkali, starzec był dziwnie rozpromieniony i szczęśliwy.
- Co ci jest, starcze?
- Nic mi nie jest. Ale dzisiaj rano, zgodnie z twoją radą, poprosiłem Boga, aby zesłał mi sto dukatów.
- Ach tak?
- Tak, i wiesz, co Mu powiedziałem ? Ze chyba wie o tym, jak dobrym zawsze byłem człowiekiem i szanowałem Jego prawa. Nalezy mi się za to nagroda i sam mogę wyznaczyć jej wysokość. Poprosiłem go o sto złotych monet.
Chyba nie jest to zbyt duza suma, jak sądzisz?
- To niewazne, co ja sądzę- odpowiedział kpiąco bogacz. - Wazne, co na ten temat sądzi twój Bóg. Moze uwaza, ze powinieneś dostać dwadzieścia albo pięćdziesiąt, albo sto osiemdziesięciu, albo dziewięćdziesiąt. Kto wie?
- Jesteś w błędzie. Bóg moze zdecydować, czy zasługuję na nagrodę, czy nie. Ja mogę ustalić jej wysokość. A ja proszę bardzo wyraźnie. Chcę stu monet. Nie przyjmę dwudziestu ani trzydziestu, ani dziewięćdziesięciu dwóch. Poprosiłem o sto i nie wątpię, ze jeśli Bóg będzie mógł się zająć moją prośbą, spełni ją. Nie będzie się ze mną targował, ani ja z Nim. O sto proszę i sto dostanę. Nie mam zamiaru zaakceptować nawet jednej monety mniej.
- Ha, ha! Jak na biedaka masz niezłe wymagania! - śmiał się bogacz.
- To czysta uczciwość. Tak samo jak On wymaga ode mnie, ja wymagam od Niego - powiedział starzec.
- Nie wierzę, abyś potrafił odmówić przyjęcia np. pięćdziesięciu monet, które ześle ci Bóg, tylko dlatego, ze nie jest ich sto.
- Jestem pewny, ze nie przyjąłbym zadnej ilości nizszej od stu, ale wyzszej tez nie. Nawet gdyby Bóg stwierdził, ze to za mało, i zdecydował się przysłać mi więcej. Reszty i tak bym nie przyjął.
- Ha, ha! Oszalałeś zupełnie. To ta praca w słońcu ci zaszkodziła. Myślisz, ze uwierzę w twoje deklaracje i twoją wiarę? Ha, ha! Chciałbym zobaczyć, jak się tego trzymasz. Ha, ha!
I sąsiedzi rozeszli się.
Nie wiadomo, z jakiego powodu, starzec irytował bogacza. Drazniła go jego skromność, wiara, spokój ducha. I ta pewność siebie! Co za nonszalancja! Jak mógł powiedzieć, ze nie przyjąłby sumy mniejszej od stu dukatów? Tu Bogacz postawił sobie cel: zdemaskować i ośmieszyć wiarę starca. Nie czekając długo, postanowił zrobić to tego samego popołudnia. Przygotował duzą sakiewkę z dziewięćdziesięcioma dziewięcioma duktami i podkradł się pod chałupę sąsiada. Starzec klęczał przed obrazem i głośno się
modlił.
- Boze miłościwy, wspomóz mnie, twojego wiernego wyznawcę. Myślę, ze mam prawo do stu monet. I gdy będziesz je wysyłał, pamiętaj: ma być sto. Nie zadowolę się tym, co mi ześlesz. Chcę dokładnie stu monet...
Kiedy starzec się modlił, bogacz wszedł na dach i przez otwór w kominie zrzucił monety do środka. Następnie zszedł i podglądał przez okno. Starzec, będąc jeszcze na klęczkach, usłyszał dźwięk metalu spadającego w kominie. Wstał powoli, zblizył się do pieca, podniósł sakiewkę, strzepując z niej
sadzę i popiół. Następnie podszedł do stołu i wysypał zawartość sakwy. Ukazała się przed nim góra monet. Starzec padł na kolana i szczerze podziękował Bogu za zesłany mu prezent.
Dokończył modlitwę i przeliczył monety. Było ich dziewięćdziesiąt dziewięć!
Dziewięćdziesiąt dziewięć monet.
Na ten właśnie moment czekał przyczajony za szybą zamozny gospodarz. Czekał, przygotowany na zdemaskowanie obłudy starca i wyłozenie swojej teorii. Starzec wzniósł oczy ku niebu i modlił się dalej:
- Boze mój, widzę, ze zdecydowałeś się na spełnienie prośby biednego starca, ale równiez widzę, ze w niebiańskim skarbcu było tylko dziewięćdziesiąt dziewięć monet. Jesteś wspaniałomyślny i nie pozwoliłeś, abym czekał tylko na jedną monetę. Ale, jak juz Ci powiedziałem, nie chcę przyjąć sumy mniejszej bądź większej o jedną choćby monetę... Nie chcę zatem Twoich pieniędzy - i starzec pogrązył się w modlitwie
„To uparty osioł!” - pomyślał zaskoczony bogacz. Po krótkiej chwili starzec zaczął mówić znowu
- Z drugiej jednak strony, darzę Cię absolutnym zaufaniem. Potraktujmy to jako Twój dług wobec mnie. Ten jeden raz pozwolę Ci, abyś mógł oddać mi w wybranym przez Ciebie momencie jedną monetę.
- Zdrada! Kłamca! - krzyknął tryumfująco bogacz zza okna. - Obłudnik! - Wykrzykując, zaczął walić pięściami w drzwi chaty swego sąsiada. Starzec otworzył.
- Jesteś kłamcą i obłudnikiem! - powtórzył. - Powiedziałeś, ze nie przyjmiesz mniej niz sto, a teraz jakby nigdy nic napełniasz swoje kieszenie dziewięćdziesięcioma dziewięcioma dukatami. Jesteś kłamcą i kłamstwem jest twoja wiara w Boga. Cały czas chodzi Ci tylko o monety.
- Skąd wiesz o dziewięćdziesięciu dziewięciu monetach? - zapytał starzec.
- Wiem, poniewaz to ja przysłałem ci te dziewięćdziesiąt dziewięć monet, by pokazać, jaki z ciebie szarlatan. „Nie przyjąłbym zadnej sumy innej od stu”, ha, ha, ha! - przedrzeźniał słowa starca.
- I rzeczywiście nie zaakceptuję tego. Bóg odda mi ostatnią monetę wtedy, kiedy sam zdecyduje.
- On tobie nic nie ześle, bo, jak juz ci mówiłem, to ja ci wrzuciłem sakiewkę.
- Nie będę się z tobą spierał o to, czy Bóg uzył cię jako narzędzia do spełnienia mej prośby, czy nie. Ale te pieniądze wpadły do mego komina wtedy, kiedy się o nie modliłem, i są moje. Kazdy sąd to przyzna. Uśmiech zniknął z twarzy bogatego człowieka.
- Jak to „są twoje”? Ta sakwa i te monety są moje. Ja je wrzuciłem.
- Wola boska jest niepojęta dla istoty ludzkiej - powiedział starzec, wznosząc oczy ku niebu.
- Ty obłudniku i złodzieju! Mówiłeś coś o sądzie? Oddaj mi moje pieniądze albo właśnie podam cię do sądu, a wtedy stracisz resztę tego, co posiadasz, i zgnijesz w lochu za kradziez.
- Jedynym sędzią nade mną jest mój Bóg. Ale jeśli chcesz jechać do sędziego z miasta, to nie mam nic przeciwko temu, aby tę sprawę oddać w jego ręce.
- Dobrze, jedźmy w takim razie natychmiast. Nie ma na co czekać.
- Niestety, będziesz musiał zaczekać, az kupię sobie wóz. Na razie go nie mam, a chyba rozumiesz, ze człowiek w moim wieku nie moze sobie pozwolić na pójście pieszo taki kawał drogi do miasteczka.
- Nie musimy czekać. Dam ci mój wóz.
- Doprawdy, bardzo ci dziękuję. Przez wszystkie lata sąsiedztwa nigdy nie wyświadczyłeś mi zadnej przysługi. Ale mimo wszystko będziemy musieli zaczekać, az zima trochę ustąpi. Jest bardzo zimno i bez ciepłego ubrania nie dojechałbym zdrowy do miasteczka.
- Rozszyfrowałem cię. Próbujesz opóźnić spotkanie z sędzią - powiedział rozwścieczony bogacz. - Nic z tego. Dam ci swój kozuch, abyś mógł pojechać, i dołozę ciepłe buty. Masz jeszcze jakiś pretekst, aby nie jechać?
- Teraz nie - rzekł starzec. - Nie mogę odmówić.
Starzec nałozył kozuch, nowiutkie ciepłe buty, wdrapał się na wóz i ruszył w kierunku miasteczka. Za nim drugim wozem jechał bogacz. Kiedy dotarli na rynek w miasteczku, bogacz udał się od razu do sędziego, aby wnieść sprawę przeciwko starcowi. Bogacz opisał swój plan, którego celem było zniesławienie starca i udowodnienie jego słabej wiary. Opowiedział, jak do sakwy włozył dziewięćdziesiąt dziewięć dukatów, jak zrzucił ją starcowi przez komin, jak zakradł się pod okno oraz co widział i słyszał, a takze jak później starzec odmówił mu ich zwrotu.
- A ty co masz do powiedzenia na to wszystko, starcze? - zapytał sędzia.
- Wysoki sądzie, jestem zazenowany, ze ta sprawa trafia az tutaj. Mój sąsiad jest najbogatszym człowiekiem w całej wsi i jednym z najbogatszych w okręgu. Znam go ponad trzydzieści lat. Jest pazerny i chciwy. Nigdy nie wykazał się współczuciem ani zadnym miłosiernym aktem wobec nikogo. To jest najmocniejszy argument w mojej obronie. Czy wysoki sąd lub ktokolwiek, kto go zna, uwierzyłby, ze ten człowiek, tak skąpy i chciwy, mógłby włozyć prawie sto dukatów do sakwy i wrzucić ją przez komin do domu sąsiada, którego zresztą cały czas poniza z powodu jego ubóstwa? Wydaje mi się, ze ten człowiek mieszkając blisko mnie, zobaczył przypadkowo moje pieniądze i kierowany zachłannością, wymyślił całą tę historię.
- Wymyślił? Ty gadzie i złodzieju! - wykrzyknął bogacz. - Dobrze wiesz, ze mówię prawdę. Sam nie wierzysz w tę idiotyczną bujdę o Bogu przysyłającym ci pieniądze. Oddaj mi sakiewkę, bo cię rozszarpię.
- Wyraźnie widać, wysoki sądzie, ze ten człowiek jest bardzo wzburzony i zdenerwowany.
- Oczywiście! Nerwy mi puszczają, kiedy ktoś mnie okrada. śądam, abyś oddał mi sakiewkę.
Sędzia był w powaznym kłopocie. Argumenty obu męzczyzn brzmiały rozsądnie. Stanowisko zmuszało go do podjęcia decyzji, ale jaka decyzja byłaby najbardziej sprawiedliwa?
- Oddaj mi pieniądze, stary obłudniku - krzyczał bogacz. - Te pieniądze są moje, tylko moje.
Nagle bogacz, nie panując nad sobą, wskoczył na oddzielającą ich drewnianą balustradę i jakby w amoku, tracąc zupełnie panowanie, próbował wyrwać starcowi sakwę.
- Spokój! - krzyknął sędzia. - Straze! Porządek na sali! - Pojawienie się strazników uspokoiło nieco krewkiego bogacza
- Zwracam uwagę wysokiemu sądowi, do czego doprowadza go zachłanność. Gdyby udało mu się wyrwać sakiewkę, wcale bym się nie zdziwił, gdyby zaczął mówić, ze wóz, którym przyjechałem, tez nalezy do niego.
- Oczywiście, ze nalezy do mnie - krzyknął znowu wyprowadzony z równowagi bogacz. - Dałem ci go na przyjazd do miasta.
- I co, wysoki sądzie ? Jeszcze tylko by brakowało, zeby przywłaszczył sobie mój kozuch i nowe buty.
- Oczywiście, ze jestem ich właścicielem! Kozuch jest mój - krzyczał bogacz, tracąc zupełnie panowanie nad sobą. - Jest mój, wszystko jest moje: sakwa, dukaty, wóz, kozuch, buty... Wszystko jest moje, wszystko! - wrzeszczał jak opętany.
- Dość tego! Straze, uciszyć go - powiedział sędzia, który nie miał juz wątpliwości.
- Nie wstyd ci? Do czego się posuwasz? Chcesz odebrać temu biednemu człowiekowi nawet osobiste rzeczy. Jedyne rzeczy, które ma.
- Ale... one są...
- Dosyć tego. Nie ma zadnego „ale”. Jesteś chciwy, zachłanny i to do prowadza cię do obłędu. Nie panujesz nad sobą i nie wiesz, co mówisz - kontynuował sędzia. - Za próbę oszukania tego starego człowieka, wprowadzenie w błąd sądu i składanie fałszywych zeznań, skazuję cię na miesiąc więzienia i zapłacenie twemu sąsiadowi odszkodowania za cierpienia, jakich doznał, w wysokości dwustu dukatów.
- Czy mogę się wtrącić, wysoki sądzie - odezwał się starzec. - Czy mogę coś powiedzieć?
- Mów, starcze.
- Myślę, ze ten człowiek dostał juz nauczkę i jeszcze ją nieraz dostanie od zycia. Chociaz pozwał mnie do sądu i oskarzył, proszę o nadzwyczajne złagodzenie wyroku i nałozenie mu symbolicznej grzywny.
- To bardzo szlachetny gest, starcze. Ile proponujesz? Sto dukatów? Pięćdziesiąt?
- Nie, wysoki sądzie. Myślę, ze jeden dukat będzie wystarczającą karą.
Sędzia, nieco zdziwiony, uderzył młotkiem w stół i odczytał wyrok:
- Ze względu na szlachetność pozwanego, a nie na wolę sądu, skazuje się powoda na zapłacenie symbolicznej grzywny jednego dukata, którą musi uiścić natychmiast.
- Nie zgadzam się! - zawołał bogacz. - Sprzeciwiam się! Protestuję!
- Mogę przyjąć twój protest, ale tylko pod warunkiem, ze zrezygnujesz z tak szlachetnej propozycji tego dobrego człowieka, a wtedy będzie obowiązywał wyrok sądu.
Zdruzgotany bogacz, wyjął monetę i podał ją starcowi.
- Sprawa zakończona - powiedział sędzia i stuknął młotkiem.
Bogacz wybiegł wściekły. Wskoczył na swój wóz i szybko opuścił miasteczko. Starzec złozył ręce, skierował oczy niebu i rzekł: - Dzięki Ci, Panie, za tę ostatnią monetę. Niczego juz mi nie jesteś winien.
-Opowiadanie z książki Królickiego Zbigniewa - Bajki chinskie dla doroslych

środa, 30 maja 2012

Krótka historia herbaty w Polsce

Krótka historia herbaty w Polsce

historia herbatyРoсzątki herbatу w Рolsсe są równie сiekawe сo w innусh obszaraсh jej wуstęрowania, leсz nie takie dawne - sięgają drugiej рołowу XVIII wieku. Wtedу to rozрowszeсhnił się zwусzaj рiсia naрoju sрorządzonego z liśсi krzewu o botaniсznej nazwie Сamellia Thea.

Рierwsze zaрisу o herbaсie historусу odnaleźli w listaсh рarу królewskiej, króla Jana Kazimierza i Ludwiki Marii Gonzagi. Według tусh zaрisów król otrzуmał herbatę jako рodarunek i nie wiedział сo dalej z nią zrobić. Naрisał więс list do małżonki z рrośbą o konsultaсję z Franсji "w sрrawie ilośсi jakiej należу jednorazowo użуwać, a także ile do tego сukru sурać". Najрrawdoрodobniej król wiedział, że na franсuskim dworze рiсie herbatу jest рoрularne.

Herbata bуła w Рolsсe doсeniona nie tуlko jako lek, ale także jako środek рobudzająсу. Dr Ormiński, рrofesor zamojski w kalendarzu z 1703 roku рisał: "Liśсie Theae сo sрrawują? - sen odejmują bez рrzeszkodу" (do opisu pasuje herbata oolong).
Niestetу nie wszуsсу sрrzуjali herbaсie. Рrzуkładem może bуć рewien znanу рod konieс XVIII wieku рrzуrodnik Jan Kluk. Stwierdził on, że wszуstkie truсiznу Сhin mniej bу nam zaszkodziłу niż jedna herbata.
Ze względu na wуsoką сenę, рoсzątkowo herbata bуła рita głównie na dworaсh magnaсkiсh. Mimo, że organizowano tam sрotkania рodсzas którусh рito herbatę, zwусzaj jej рiсie nie uрowszeсhnił się. Рrzуszła na to рora gdу wojska rosуjskie wkroсzуłу do naszego kraju. W Rosji herbata bуła już bardzo рoрularna, mieli Rosjanie nawet sрeсjalne urządzenie do рarzenia herbatу - samowar. Wielkie znaсzenie na rozрowszeсhnienie się herbatу w Рolsсe miał też oсzуwiśсie sрadek jej сen.
Рoруt na herbatę zwiększуł się znaсznie w okresie рowojennуm. Traktowano ją wtedу głównie jako element рosiłku, jednak jakość ówсzesnej herbatу bуła mizerna сo nie рozwalało na rozsmakowanie się w tуm magiсznуm naрarze.
W сzasaсh obeсnусh herbata сieszу się stale rosnąсуm zainteresowaniem, Рolaсу рiją сoraz więсej herbatу. Niestetу nie wуkształсiła się u nas kultura związana z tуm naрojem. Рijemу głównie herbatу eksрresowe oraz granulowane i mamу małe рojęсie o sрosobaсh рarzenia herbatу.

Wyrzeźbiona czaszka z Tybetu.

Naprawdę niesamowite, niech zdjęcia przemówią:
Zapraszam

poniedziałek, 28 maja 2012

Tam gdzie rośnie herbata

Sadzonki herbaty trafiły na Sri Lankę dopiero w XIX w. Przywieźli je z Assamu Brytyjczycy po tym jak zaraza zniszczyła uprawianą do tej pory na wyspie kawę. Od tego czasu to właśnie herbata jest podstawą gospodarki Cejlonu i głównym produktem eksportowym.

Zapraszam na stronę skąd pochodzi to zdjęcie. Jest tam więcej zdjęć na których można zobaczyć drogę herbaty od krzaczka po liście pakowane w torebce.
http://www.peron4.pl/sri-lanka-tam-gdzie-rosnie-herbata/

czwartek, 24 maja 2012

Zrelaksuj się i przestań tak bardzo się starać.

Pewien człowiek chciał stać się oświecony i wyruszył na poszukiwanie mistrza. Znalazł go
i mistrz uczył go medytacji. Po jakimś czasie powiedział swemu nauczycielowi, że medytacja
przynosi efekty, bo zrozumiał, co to jest ego. Nauczyciel nie wyglądał na zachwyconego, co
zdziwiło ucznia, ale poszedł dalej medytować. Znowu upłynął jakiś czas i pochwalił się
mistrzowi, że jest w kontakcie ze swoim prawdziwym ja i doświadcza ekstazy. Znowu nie
zrobiło to wielkiego wrażenia na nauczycielu, ale uczeń kontynuował swoją praktykę. Po
dłuższym czasie powiedział nauczycielowi, że nie tylko odnalazł siebie, ale poczuł się
połączony ze wszystkimi formami życia, także z Bogiem. Nauczyciel znowu nie był
poruszony. A więc uczeń usiadł w milczeniu, zastanawiając się, co jeszcze może zrobić, aby
otrzymać jakiś znak uznania od swego nauczyciela za wszystko, co zrobił. Siedział tak przez
lata i nie mógł znaleźć odpowiedzi. Potem pojawiło się w nim jakieś nowe uczucie i
nauczyciel natychmiast to wyczuł. Zapytał go:
– Co cię teraz oświeciło?
Uczeń odpowiedział:
– A jakie to ma znaczenie? Siedzę sobie tutaj i dobrze mi. Nauczyciel podskoczył i zawołał
radośnie:
– Wreszcie zrozumiałeś!

-opowiadanie z książki Sisson P. Colin "Wewnętrzne przebudzenie"

Znaczenie kota w medytacji

Znaczenie kota w medytacji

 Po napisaniu książki o szaleństwie, byłem zmuszony zainteresować się jak wiele rzeczy wykonujemy z konieczności, a jak wiele z nich to absurd.
Dlaczego nosimy krawat?
Dlaczego wskazówki zegara przesuwają się "według wskazówek zegara"?
Jeśli żyjemy w świecie, gdzie obowiązuje system dziesiętny - dlaczego dzień ma 24 godziny, składające się z 60 minut każda?
Faktem jest, że wiele reguł, których przestrzegamy w dzisiejszych czasach nie ma logicznego wytłumaczenia.
Jednak, jeśli próbujemy działać inaczej, uznani zostajemy za szaleńców  lub niedorozwiniętych.
Tymczasem, społeczeństwo nadal tworzy różne systemy, które po pewnym czasie tracą rację bytu, mimo to nadal wyznaczają reguły.
Interesująca japońska opowieść ilustruje, co chcę przez to powiedzieć:
 Wielki mistrz Zen, sprawujący władzę nad klasztorem Mayu Kagi, posiadał kota, który był prawdziwą miłością jego życia. Podczas lekcji medytacji, zawsze trzymał kota przy swoim boku, żeby cieszyć się jego towarzystwem najdłużej jak tylko się da.

Pewnego poranka, znaleziono mistrza, który był już dość stary, martwego. Najstarszy uczeń zajął jego miejsce.
- Co zrobimy z kotem? - zapytali pozostali mnisi.
W hołdzie pamięci swojego byłego nauczyciela, nowy mistrz pozwolił kotu uczestniczyć w lekcjach Buddyzmu Zen.
Niektórzy uczniowie z sąsiednich klasztorów, którzy dużo podróżowali po regionie, odkryli, że w jednej z najbardziej znanych świątyń, kot bierze udział w medytacjach. Historia zaczęła się rozpowszechniać.

Minęło wiele lat. Kot zmarł, ale uczniowie w klasztorze byli tak przyzwyczajeni do jego obecności, że kupili kolejnego kota. Tymczasem inne świątynie zaczęły wprowadzać kota do swoich lekcji medytacji; wierzyły, że to właśnie kot był odpowiedzialny za sławę klasztoru Mayu Kagi i jakość jego nauczania, zapominając, jak znakomitym nauczycielem był poprzedni mistrz.

Minęło całe pokolenie. Zaczęto publikować specjalistyczne rozprawy naukowe o znaczeniu kota w medytacji Zen. Profesor uniwersytetu opracował tezę, zaakceptowaną przez środowisko akademickie, że kot posiada zdolność do zwiększania ludzkiej koncentracji i eliminowania negatywnej energii.
I tak, przez całe stulecie, kot był uważany za niezbędny element w nauce Buddyzmu Zen w tamtym regionie.

Pewnego dnia przyjechał tam mistrz, który był uczulony na sierść kota i zadecydował o usunięciu kota z codziennych zajęć z uczniami.
Wszyscy protestowali, ale mistrz obstawał przy swoim. Ponieważ był utalentowanym nauczycielem, uczniowie nadal czynili postępy, pomimo nieobecności kota.
Stopniowo, klasztory - zawsze poszukujące nowych pomysłów i zmęczone karmieniem tak wielu kotów - zaczęły usuwać koty ze swoich klas. Przez następne dwadzieścia lat pisano nowe, rewolucyjne rozprawy naukowe, noszące przekonujące tytuły, takie jak: "Zachowanie równowagi wszechświata Zen, używając jedynie mocy własnego umysłu, bez pomocy zwierząt".

Minęło kolejne sto lat i kot całkowicie zniknął z rytuału medytacji w tamtym regionie. Aż dwieście lat zajął powrót do normalności, a wszystko tylko dlatego, że w tym czasie nikt nie pomyślał, żeby spytać, czemu tam był kot.
Paulo Coelho
Pisarz, który poznał tę historię wieki później, napisał w swoim dzienniku:
"Jak wielu z nas w swoim życiu kiedykolwiek ośmieli się spytać: dlaczego zachowuję się w taki, a taki sposób? Jak często w tym co robimy używamy nieskutecznych "kotów", których nie mamy odwagi się pozbyć, bo powiedziano nam, że "koty" są niezbędne, żeby wszystko szło gładko?"

środa, 23 maja 2012

Niedźwiefons i srotak

Na Skraju gęstlasteglasu w wielgotnaskini
głośrażajapał niedźwiefons gruszliwy
Szarała tyci tyci myszodziej skradcichu się
bo wielgotnaskinia jest pobrzegpełniona biżutotem

wszystgactwa codziennosiły wynastępczoki
sprytakikowały swofiary w parniedaleroty
babcitająca gazetborczą odpoczysiedzącokojnie
Był ciekagającykuł o srotak Na pierwokładstronie

gazetbornikarze i medinnikarze w tenposóbstrzegają
"Kiedpadnieci kupiebo na wierzchkrycie lepniechylało"
w twj samej chwili wynastępczoka kupbiła na kwiatbabpudnice
babchylająca niewogólważyła wynastępczoki opuszczakrycie

wynastępczoka szybjedruchwała drogirale z babszyi
taksamszybciała wogólanim okolicudzie cokolważyli
niedźwiefons z wynastępczokami za biżutotem zamiaukłamiał
przed niebezpieczmyślisownikami baczchraniał

niedżwiefons sobwieszstkie naszyjbranzzegarote
i tak przozdobszystkiskotkami na okoliczlane wychodziotem
był też szpaktówszyśladował i niedźwiefonsa przeciwbierzy
pobiersztukopłat mówięc "Dwieśzłosięlerzy"
-M.K. (Won Shim) 2010

Nie chciej być kimś innym

Nie marz o byciu kimś innym niż jesteś teraz
Nie chciej być kamieniem
twardym i bezdusznym którego nie rusza nic
ni to co dzieje się z nami, na tym świecie,
ni wiatr nie ruszy, ty stoisz twardo
nie chciej być tym wiatrem
co między liśćmi dębu pod mym oknem
cichą pieśń nuci
i co podróż są zaczął a nie kończy
wciąż w biegu, przemierza szlaki
wśród łąk i miejskich placów
przeganiając chmury
ani tą chmurą nie chciej być
raz pogodną, delikatną,
a raz deszczem rzuci i gromem
przybierając różne kształty słońce przesłania
 ale nie chciej być też słońcem
choć gorące i miłe ciepło daje
po prostu bądź sobą taką jaką jesteś
bo w Tobie wszystko zawarte
od tego słońca po kamień
tak idealne
proszę Cię o jedno
bądź sobą na zawsze
-M.K. (WonShim)

niedziela, 20 maja 2012

Jackson Pollock


Jackson Pollock (ur. 28 stycznia 1912, zm. 11 sierpnia 1956) – malarz amerykański, przedstawiciel ekspresjonizmu abstrakcyjnego.

WIĘCEJ OBRAZÓW

Jeden z moich ulubionych artystów.

piątek, 18 maja 2012

Modliwa żaby (3)


„ZAPOMNIAŁEM JAK SIĘ PRZESTAJE"

 Zapytano raz Andrew Carnegie'ego, jednego z najbogatszych ludzi na świecie: „Czyż nie mógł pan w pewnej chwili przestać, skoro miał pan zawsze dużo więcej, niż było panu potrzeba?"
Odpowiedział: „Tak, to prawda”. Ale nie potrafiłem przestać. Zapomniałem, jak się to robi".

Wielu obawia się, że jeśli się zatrzyma, żeby pomyśleć i zastanowić się, może nie być w stanie znowu ruszyć.

PRZYJRZEĆ SIĘ SŁAWNEJ WYSPIE


Staruszek przeżył większość swego życia na wyspie, którą uważano za jedną z najpiękniejszych na świecie. Kiedy po przejściu na emeryturę przeniósł się do dużego miasta, ktoś do niego powiedział: „Musiało być wspaniale mieszkać przez tyle lat na wyspie uważanej za jeden z cudów świata".
Staruszek pomyślał nad tym, a potem powiedział: „Cóż, prawdę mówiąc, gdybym wiedział, że jest tak sławna, to bym się jej przyjrzał".
Nie trzeba ludzi uczyć, jak mają patrzeć. Wystarczy ich ocalić od szkół, które ich zaślepiają.

***

DZIECI WHISTLERA

We wczesnych latach pięćdziesiątych XIX wieku malarz amerykański, James McNeill Whistler, przebywał krótko — i bez powodzenia akademickiego — w West Point, Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych. Według opowiadania, kiedy zadano mu narysowanie mostu, narysował romantyczny most z kamienia, razem z trawiastymi brzegami i dwójką małych dzieci łowiących z niego ryby.
„Proszę usunąć te dzieci z mostu!" powiedział wykładowca. „To jest ćwiczenie z inżynierii".
Whistler usunął dzieci z mostu, narysował je łowiące z brzegu rzeki i ponownie przedłożył rysunek. Nauczyciel wściekły wrzasnął: „Powiedziałem ci, żebyś usunął te dzieci. Wymaż je zupełnie z rysunku!"
Jednakże chęć tworzenia była w Whistlerze zbyt silna. Na następnej wersji dzieci zostały faktycznie „zupełnie wymazane z rysunku". Zostały pochowane pod dwoma małymi nagrobkami na brzegu rzeki.
-"Modlitwa żaby" - Anthony De Mello

Do Ciebie. Powiedzenia Zen

Do Ciebie, który nie może przestać się martwić, jak go widzą inni

Sawaki Kodo Roshi
Nie możesz wymienić z nikim nawet jednego pierdnięcia. Każdy z nas musi przeżywać swoje własne życie. Nie marnuj czasu na rozmyślanie, kto jest bardziej utalentowany.
* * *
Oczy nie mówią: „No tak, jesteśmy niżej, ale widzimy więcej”. Brwi nie odpowiadają: „My nic nie możemy zobaczyć, ale za to jesteśmy wyżej”. Żyć w zgodzie z Dharmą Buddhy oznacza wypełniać swoją funkcję całkowicie, bez świadomości robienia tego.
Góra nie wie, że jest wysoka. Morze nie wie, że jest głębokie i rozległe. Każda rzecz we wszechświecie działa bez bycia tego świadomym.
Ptak śpiewa i śmiech kwiatu pojawia się naturalnie.
Całkowicie niezależnie od osoby siedzącej w zazen u podnóża góry.
Ptak nie śpiewa na cześć osoby siedzącej w zazen. Kwiat nie kwitnie, aby zadziwić tę osobę swym pięknem. W ten sam sposób osoba nie siedzi w zazen w celu osiągnięcia oświecenia. Każda istota urzeczywistnia jaźń, poprzez jaźń, dla jaźni.
* * *
Religia oznacza przeżywanie swojego własnego życia w nowy i świeży sposób, nie będąc zwodzonym przez nikogo.
* * *
Hej! Na co się gapisz? Czy nie widzisz, że to o tobie?
* * *
Odbyt nie musi być zawstydzony, że jest odbytem. Stopa nie musi strajkować tylko dlatego, że jest stopą. Głowa nie jest najważniejsza, a pępek nie musi sobie wyobrażać, że jest centrum wszechświata.
To dziwne, że ludzie patrzą na premiera, jak na szczególnie ważną osobę. Nos nie może zastąpić oczu, a usta uszu. Każdy „w niebie i na ziemi jest tym jedynym godnym czci”.
* * *
Wszystkie żywe istoty, przeżywają swoją własną niezrównaną tożsamość. Każda osoba może przeżywać tylko swoje własne życie. Jak to możliwe, że wszyscy stracili to z oczu?
W naszym społeczeństwie brak jest dobrych przykładów. Ludzie kierujący się zdrowym rozsądkiem, tym co jest ogólnie przyjęte w społeczeństwie i przesądami, są jedynie złymi przykładami.
* * *
W czasie ery Tokugawa konfucjaniści mówili: „Buddha Siakjamuni był taki zarozumiały, kiedy powiedział: 'W niebie i na ziemi ja jestem tym jedynym godnym czci”.
Nie zrozumieli tych słów. Nie tylko Buddha Siakjamuni jest tym jedynym godnym czci w całym wszechświecie. Każdy z nas jest tym jedynym godnym czci w niebie i na ziemi. Użalamy się nad sobą, a jednocześnie jesteśmy tym jedynym godnym czci w całym wszechświecie. Praktykowanie Drogi Buddhy oznacza wyrażanie sobą tego, który jest tym jedynym godnym czci w niebie i na ziemi.
* * *
Przestań się mazgaić! Użalasz się nad tym, jaki jesteś nudny i że wszyscy inni są o wiele lepsi od Ciebie. Ledwie rzeczy mają się trochę lepiej, a tracisz zupełnie kontrolę nad sobą.
* * *
Prowadzenie religijnego życia oznacza uważną autorefleksję oraz samoocenę.
* * *
Niektórzy ludzie przybierają minę, jakby takie rzeczy ich nie dotyczyły.
* * *
Ludzie, którzy nie mają kontroli nad sobą, nie mają także wiary ani pokory.
* * *
W dzisiejszych czasach, jeśli dzieci sprawiają kłopoty, ludzie twierdzą, że to wina środowiska. Czym jest właściwe środowisko? Czym jest niewłaściwe? Czy jest czymś złym urodzić się bogatym? Czy lepiej urodzić się biednym? Prawdziwie złe warunki to takie, kiedy ktoś rodzi się człowiekiem i nie ma swojej własnej tożsamości.
* * *
Musisz unikać mówienia o swoich rodzicach, genealogii i przeszłości, jakby to miało robić z ciebie kogoś specjalnego. Nie obnoś się ze swoimi pieniędzmi, pozycją ani nawet ubraniem. Musisz żyć swoim własnym życiem, nagi i szczery. Religia oznacza przeżywanie swojego własnego życia, nago i szczerze.
* * *
Wszyscy w tym świecie próbują uczynić się ważnymi poprzez swoje relacje i stan posiadania. Przypomina to próbę nadania smaku potrawie za pomocą talerza, na którym leży.
W ten sposób ludzki świat stracił sam siebie z oczu.
* * *
W religii nie ma zbiorowej odpowiedzialności: wszystko zależy od Ciebie.
* * *
Zwykła osoba może stracić zainteresowanie tym, co robi, jeśli nikt na nią nie patrzy. Kiedy ktoś patrzy, skoczy nawet w ogień.
* * *
W świecie rozdawane są dyplomy, ale co za nimi stoi? Dyplomy prowadzą do fałszywej skromności, która mówi: „Nie chcę się przechwalać, ale…”.
* * *
Świat nie powinien robić takiego przedstawienia z wygrywania i przegrywania.
Jestem tym, czym jestem. Porównania nie są możliwe.
* * *
To zaczyna się już w szkole. Zdawanie egzaminów, wystawianie stopni, dzielenie i ocenianie ludzi na podstawie ich pracy. Co za głupota!
Co znaczy ważny i nieważny? Czy ważny, to posiadający dobrą pamięć? Czy ktoś mający złą pamięć jest złą osobą? Czyż nie ma wielu idiotów z dobrą pamięcią?
Czy ktoś, kto ma najgorsze wyniki w swojej klasie, musi przeżywać swoje życie jako ofiara? Tacy ludzie mówią, że ich życie zostało zmarnowane. A to dokładnie takie podejście niszczy im życie.
* * *
Nie bądź szczęśliwy z ocen, jakie dają Ci inni. Weź odpowiedzialność w swoje ręce. Jesteś szczęśliwy, kiedy inni Cię chwalą, a przygnębiony, kiedy krytykują. Podczas, gdy nawet nie rozumiesz siebie.
* * *
Nigdy nikogo nie chwaliłem. Wszyscy znają swoje mocne strony. Widzą je nawet jako „mocniejsze” niż są w rzeczywistości.
* * *
Kiedy dzieci złapią mysz, ona wije się w pułapce. Dzieci mają zabawę patrząc, jak rozkrwawia sobie nos i rani ogon. W końcu rzucają ją kotu na pożarcie.
Jeśli byłbym na miejscu myszy, powiedziałbym sobie: „Przeklęci ludzie nie będziecie mieli żadnej zabawy moim kosztem” i siedziałbym po prostu w zazen.
* * *
Stawanie się buddhą oznacza nierozglądanie się wokół bez celu. Kiedy przestaniesz rozglądać się, będziesz mógł w końcu spożywać swoje posiłki w spokoju.
* * *
Praktykowanie Drogi Buddhy oznacza nierozglądanie się na boki. Znaczy to bycie jednym z obecnym działaniem. Nazywa się to samadhi.
Nie jemy w celu robienia kupy. Nie robimy kupy w celu produkcji nawozu. Natomiast w dzisiejszych czasach wszyscy wierzą, że idziemy do szkoły, aby dostać się na uniwersytet, a na uniwersytet, aby zdobyć zawód.
* * *
Wzniecanie umysłu przebudzenia to zaprzestanie rozglądania się na boki.
„Czy powinienem żyć jak mnich? Czy porzucić życie mnicha?”. Gdy przestaniesz rozglądać się w taki sposób i podejmiesz zdecydowaną decyzję „praktyki jedynie w oparciu o Shōbōgenzō, w każdym miejscu i o każdej porze” [Hotsuganmon, Daichi Zenji], to tym właśnie jest wzniecanie umysłu przebudzenia.
* * *
Zadedykowanie tego ciała Drodze Buddhy i nierozglądanie się oznacza „wzniosłe, wspaniałe i drogocenne całkowicie ujawniające się życie”. Buddha to ktoś, kto nie rozgląda się na boki.
* * *
Nie ma żadnego powodu do rozglądania się na boki. Jednak wydaje się, że od wieków gapimy się na prawo i lewo.
* * *
Dorośli rozwinęli dziwne skłonności. Mogą zrobić wielką sprawę nawet z pojedynczego słowa. Z drugiej strony spróbuj kiedyś zawstydzić niemowlę. Nie będziesz w stanie tego zrobić.
Tylko dorośli są na tyle samoświadomi, że ulegają pewnego rodzaju zauroczeniu, wpadając w zakłopotanie lub gniew. Byłoby lepiej, abyśmy kroczyli tylko prosto.
* * *
„Żelazny byk nie lęka się lwiego ryku.” Oczywiście, ponieważ brak mu słabości innych czujących istot.
„Drewniany człowiek jest jak ptak lub kwiat.” Dokładnie, ponieważ brakuje mu słabości samoświadomości.
* * *
Ludzie działają pod wpływem impulsu. Jeśli zobaczą ducha od razu uciekają. Jeśli mają halucynacje zastygają w miejscu.
* * *
Wszyscy mówią o rzeczywistości, ale to nie ma z nią nic wspólnego. Są zwodzeni przez to, co nazywają rzeczywistością.
* * *
Niektórzy ludzie przez całe życie nigdy nie znajdują swojej drogi życiowej.
* * *
Zaprzestań poruszania się po omacku. Idź tam, gdzie możesz kroczyć swobodnie.
„Nie chodź w ciemności. Krocz w świetle.” [Keitoku dentō roku, rozdział 15]. Ta fraza wyraża istotę religii.
* * *
Gdziekolwiek popatrzysz, nie ma niczego poza tobą. Nie ma niczego nigdzie, co nie jest tobą.
„Pomóż mi się uporać z moim lenistwem! Zabierz mój ból!” To tak nie działa.
* * *
Samadhi znaczy bycie sobą i tylko sobą. To jest "umysł, który jest czysty i jasny". Tylko w zazen możesz być sobą i tylko sobą. Poza zazen cały czas próbujesz być lepszy niż inni, albo mieć więcej przyjemności niż inni.
* * *
Każdy z nas rodzi się razem ze światem i umiera razem ze światem, ponieważ każdy nosi w sobie swój własny, całkowicie osobisty świat.
-"Do Ciebie. Powiedzenia Zen" -Roshi Kodo Sawaki

środa, 16 maja 2012

Kamieniarz

Kamieniarz

Dawno, dawno temu żył w prowincji Syczuan znakomity kamieniarz. Ociosywał
głazy i był zadowolony i szczęśliwy. Ze swojej staranności, uczciwości i
fachowości słynął na całą prowincję. Pewnego razu wielki bogacz zlecił mu
zrobienie kamiennego mostu w swoim ogrodzie. Kamieniarz zobaczył pałace,
wspaniałe komnaty, zobaczył krewnych odzianych w jedwabie, zobaczył sługi i
poznał, co to zawiść. Zapragnął pieniędzy, władzy i siły. Zaniedbał swoją pracę i
rozmyślał tylko, jak by tu zostać bogaczem. Stał się bardzo nieszczęśliwy.
I oto któregoś dnia obudził się i nie poznał swojego domu: wokół przepych,
on leży we wspaniałym łożu w jedwabiach, wkoło krzątają się setki służących i
czekają na jego rozkazy. Zrozumiał, że właśnie stał się bogaczem. Bardzo mu się
to spodobało i szybko do tego przywykł.
Kiedyś wyszedł na ulicę i zobaczył rządową lektykę, a w niej jakiegoś wysokiego
urzędnika, któremu towarzyszył tłum straży przybocznej i służby. Przed
lektyką grzmiały trąby, za lektyką dudniły bębny. Wszyscy ludzie na ulicy przystawali
i kłaniali się nisko.
„No i co z tego? - pomyślał kamieniarz. - On ma dużo służby, ja za to mam
dużo złota. Ja mu się kłaniać nie będę.” I gdy mijała go lektyka mandaryna, nie
pokłonił się jak inni.
Mandaryn, widząc taki brak szacunku dla władzy, kazał go pojmać, wymierzyć
mu sto batów i ściągnąć z niego za karę trzysta liangów srebra. Kiedy kamieniarz
podniósł się po tym, wiedział już, dlaczego lepiej być urzędnikiem niż
bogaczem. Zaczął rozmyślać dniem i nocą, jak by tu zostać mandarynem. I znowu
był nieszczęśliwy.
Pewnego dnia patrzy i widzi, że oto jest mandarynem. Ogromnie się ucieszył,
a na dowód tego od razu zaczął się zachowywać jak ów urzędnik. Na prawo i
lewo rozdzielał baty, skazywał na grzywnę każdego, kto mu się nie spodobał, aż 
ludzie znienawidzili kamieniarza-mandaryna.
Przejeżdżając kiedyś przez wieś, zobaczył piękną dziewczynę, zbierającą
kwiaty. Zapragnął jej i zaczął ją gonić. Ale na krzyk dziewczęcy zbiegli się
chłopi uzbrojeni w motyki i topory. Rozgonili straże, złapali mandaryna i obili
go tak, że raz na zawsze oduczył się gonić za dziewczynami.
Rozmasowując bolące kości, kamieniarz pomyślał: „Widać, że chłopi są silniejsi
od mandaryna” - i od tej pory marzył tylko o tym, by być zwykłym chłopem.
Aż pewnego rana obudził się i rozpłakał ze szczęścia. Był w ubogiej wiejskiej
chacie i stał się chłopem. Od tego dnia uprawiał pole za zboczu góry, pracował
od świtu do zmierzchu.
Lato było wyjątkowo upalne, słońce piekło niemiłosiernie. Ptaki odfrunęły
daleko w góry, bawoły całymi dniami nie wyłaziły z wody. Tylko zielone sadzonki
ryżu oraz chłopi spokojnie znosili spiekotę. Kamieniarzowi kręciło się w
głowie, bolały go plecy i ciemniało w oczach. Doszedł do wniosku, że nie ma nic
potężniejszego od słońca i odtąd marzył już tylko o tym, aby zostać słońcem.
Jak marzył, tak też się stało - zamienił się w słońce. Rozparł się na niebie
dumny i bezwzględny. Teraz on wysyłał na wszystkie strony palące promienie.
Przez wiele dni był z siebie bardzo zadowolony. Lecz oto pewnego dnia z zachodu
nadciągnęła wielka czarna chmura. Przykryła niebo i zakryła słońce. Zirytowało
to kamieniarza: „Aha - pomyślał - słońce jest potężne, ale czarna chmura
jest silniejsza od niego”.
I znowu zaczął rozmyślać, jak tu stać się chmurą. Myślał tak długo, aż stał
się czarną chmurą wędrującą po niebie. Kiedy jednak zerwał się zachodni wiatr i
z ogromną siłą popędził chmurę po niebie, kamieniarz od razu pomyślał: „Ależ
potężny jest ten wiatr! Ileż to ma siły, że potrafi odgonić czarną chmurę! Chcę
być tak silny jak on”.
Nie skończył jeszcze myśli, a już stał się zachodnim wiatrem. Szalał, gonił
chmury, łamał drzewa, zrywał dachy. Nagle natrafił jednak na wielki głaz, który
oparł się jego sile. Mimo że bardzo się natężał, kamień ani drgnął.
„Nie tak silny jest ten zachodni wiatr, jak myślałem. Kamień zupełnie się go
nie boi. Gdybym zmienił się w kamień, niczego nie musiałbym się już bać” -
pomyślał kamieniarz. I oto zamienił się w kamień na szczycie góry, bardzo się
tym radując.
„Kamień jest najsilniejszy i nikogo się nie boi” - myślał.
Pewnego dnia przy kamieniu pojawili się jacyś ludzie. Obejrzeli go dokładnie,
wyciągnęli dłuta i młotki i zaczęli ociosywać. Kamień zrozumiał, że to kamieniarze,
wystraszył się i pomyślał: „Oj, chyba lepiej żebym został, tak jak
przedtem, kamieniarzem”.
I oto stał się na powrót zwykłym kamieniarzem, który od rana do nocy ociosywał
głazy i robił z nich wiele pożytecznych rzeczy dla ludzi. Był za to bardzo
szanowany przez wszystkich chłopów, bogaczy i mandarynów.
-Królicki Zbigniew "Bajki chińskie dla dorosłych"

Życiodajne wskazania Buddy

Po kilkudniowej przerwie i powrocie z YMJJ (odosobnienia medytacyjnego) które zakończyliśmy ceremonią wskazań krótki fragment z książki "Bez początku bez końca" Jakusho Kwong, Peter Levitt:

Postronnemu widzowi może się wydawać, że wskazania stanowią jedynie zestaw reguł, których mamy przestrzegać. "Nie kłam. Nie kradnij. Nie rób tego. A zwłaszcza śmego!". Ale duch wskazań jest zupełnie inny. Nie są one po prostu listą zachowań, którą ktoś ci czyta i spodziewa się, że będziesz się do niej stosował. Jeśli uważnie przyjrzysz się pierwszemu wskazaniu, zrozumiesz, o co mi chodzi.
Pierwsze wskazanie jest najważniejsze, bo zawierają się w nim wszystkie inne. Oczywiście z czasem przekonasz się, że w każdym wskazaniu zawiera się cała reszta, podobnie jak każdy kolor odzwierciedla wszystkie pozostałe kolory, ale pierwsze wskazanie formułuje rzecz bardzo wyraźnie. Stwierdza po prostu: "Nie zabijaj". No dobrze, ale czego mamy nie zabijać? Nie zawężajmy sensu tego wskazania do kwestii zabijania ludzi czy zwierząt. Właściwie znaczy ono: "Nie zabijaj swojej natury buddy. Nie zabijaj swojej życiowej siły". Gdy raz dostrzeżesz jego głębię, oczywiście zmieni się twój stosunek do otoczenia: ludzi, zwierząt, myśli i uczuć. - słowem, do wszystkiego. Będziesz odtąd wiedział, że nie ma niczego, co można by ukraść, ani żadnych kłamstw, które dałoby się powiedzieć. Lecz ta wiedza także nie pochodzi z zewnątrz, ale wyłania się z tej nieodłącznej części ciebie, która pragnie żyć w sposób pełny, głęboki i znaczący.
Wskazania są jak iskra, a twoje życie przypomina niezapaloną świecę czy też lampę. Gdy się ją zapali, będzie widno. Większość z nas ma dużo rozmaitych zdolności i potrafi na wiele sposobów szukać w życiu satysfakcji. Umiemy prowadzić auto. Umiemy zjechać w dolinę i zrobić w sklepie zakupy. Coraz więcej osób umie posługiwać się komputerem. Troszczymy się o swoje dzieci. Ale co jest potrzebne, żebyśmy mogli doznać prawdziwego, głębokiego zadowolenia? W Shobogenzo Dogen podsuwa nam odpowiedź, mówiąc, że wszyscy patriarchowie przestrzegali wskazań. Przestrzegali ich i dawali im świadectwo na każdym kroku: każdą myślą, uczynkiem, postawą. Tak samo rzecz ma się z nami. Kiedy dochowujemy wiary wskazaniom i ich duchowi w tym, jak chodzimy, siedzimy, jemy, mówimy, jak odnosimy się do siebie nawzajem i do otoczenia, nieustanna obecność wskazań wnosi światło w nasze życie. Postępując w ten sposób, utrzymujemy przy życiu nie tylko wskazania, lecz i samych siebie oraz wszystkich, którzy są nam bliscy- a nawet i innych, z pozoru dalekich.
A oto przykład funkcjonowania wskazań w życiu codziennym. Jedni chętnie jadają mięso, inni w ogóle go nie tykają. Lecz naprawdę zarówno jedzenie, jak i niejedzenie mięsa jest pogwałceniem wskazań. Czy to nie piękne? Ten punkt widzenia reprezentuje prawdziwą drogę środka, ponieważ wykracza poza dwoiste kryterium dobra i zła, pociągu i odrazy itp. - a przecież właśnie z ich powodu cierpimy. Zamiast nalegać, żebyśmy szli swoją drogą, wskazania przemieniają nas i dają nam autentyczną wolność. Nie stanowią więc bynajmniej zestawu reguł, ograniczających nasze życie i porażających je martwotą: prawdziwe wskazania są życiodajne. W każdym z nich znajduje wyraz nasza prawdziwa natura i na tym właśnie polega istotny ich sens.
-"Bez początku bez końca. Intymne serce Zen" Jakusho Kwong oprac. Peter Levitt

czwartek, 10 maja 2012

Wewnętrzne przebudzenie

Gdy zaczynamy badać siebie, napotykamy jedno słowo, którego używamy częściej niż
wszystkich innych, a tym słowem jest "ja". Mówimy: "ja robię", "ja czuję", "ja lubię" itd. Jest
to nasza główna iluzja, ponieważ naszym podstawowym błędem jest uważanie siebie za
jedność; zawsze mówimy o sobie "ja" i uważamy, że zawsze to oznacza to samo, lecz w
rzeczywistości jesteśmy podzieleni na setki różnych "ja".
Brak jedności w nas powoduje, że jesteśmy psychicznie nieświadomi, a w swoim
postępowaniu mechaniczni i przewidywalni. Jesteśmy niewiele lepsi od maszyny
kontrolowanej przez siły zewnętrzne. Nie trzeba być wróżką, by przewidzieć, że się
zdenerwujesz, gdy cię ktoś obrazi, poczujesz smutek i gniew, gdy coś zgubisz, poczujesz się
kompletnie rozbity, gdy umrze ci ktoś bliski. "Ależ to naturalne reakcje" – możemy
wykrzyknąć. Nieprawda. Są to reakcje uwarunkowane lub, innymi słowy, wyuczone.
Zaprogramowano nas mniej więcej tak samo. Dlatego sądzimy, że nasze zachowanie Jest
naturalne. Przecież każdy tak robi.
I w tym jest cała trudność! Kiedy chcemy być tacy, jak wszyscy inni, pozostajemy uśpieni,
jak wszyscy inni.
Przebudzenie nie wymaga wysiłku, lecz odwagi i determinacji. Nie siły woli, lecz
zdecydowania i uczciwości wobec siebie. Ośmielam się nawet twierdzić, że nie mamy siły
woli. Czyją wolę mamy na myśli, gdy mówimy "siła woli"? Które z naszych wielu "ja" ma
wolę wykonania tego czy owego? Siła woli nie Jest niczym innym, jak tylko siłą naszych
licznych ego – dlatego jest tak zmienna. Dziś postanawiamy zostać wegetarianami, a jutro
stwierdzimy, że nasze ciało potrzebuje mięsa – to też jest siła woli, ale należy do innego "ja".
Uważamy, że prawdziwa wola istnieje tylko w osobie, która ma jedno "ja" przewodzące
innym – Prawdziwe Ja. Dopóki mamy wiele różnych "ja", które nie są połączone ze sobą,
dopóty będziemy mieli równie wicie różnych woli, motywacji i problemów. "Człowiek może
służyć tylko jednemu panu", a nie wielości podosobowości, które wszyscy mamy. Wszystkie
wielkie nauki wskazują, że ludzkość może osiągnąć stan, w którym każdy będzie jednym "ja"
i dzięki temu będzie miał prawdziwie wolną wolę.
Nie Jest to kwestią wiary czy przekonań, ponieważ procesy te są niezależne od naszych
przekonań. Są wewnętrznymi przeżyciami. Dlatego ważne jest, aby wszystko samemu
weryfikować. Tylko w ten sposób możemy to uczynić elementem wewnętrznego rozwoju.

-fragment z ksiazki "wewnętrzne przebudzenie" -Sisson P. Colin

Niezwykłe uwagi o Mistrzu Zen Ryokanie

Pomimo, że Ryokan cieszył się reputacją jako poeta i kaligraf, to przede wszystkim charakter jego codziennego życia, jego zasadnicza naturalność i prostota, zaskarbiły sobie sympatię mężczyzn, kobiet i dzieci jego rodzinnego Echigo i ciągle jeszcze przyciągają Japończyków w różnym wieku i różnie usytuowanych. Głównym źródłem z pierwszej ręki o życiu codziennym Ryokana jest Ryokan zenji kiwa (Niezwykłe uwagi o Mistrzu Zen Ryokanie), krótki dokument stworzony około 1845 lub 1846 przez Kera Yoshishige (1810-1859), syna Kera Shukumon (1765-1819) -- przyjaciela i wspierającego Ryokana. Ryokan był częstym gościem w domu Kera i od dzieciństwa Yoshishige był w bliskim osobistym kontakcie z Mistrzem, który uczył go też Japońskiej poezji. Chociaż miał tylko dwadzieścia jeden lat kiedy Ryokan umarł w 1831, Yoshishige pozostał do niego przywiązany w swojej pamięci. W Kiwa zapisał różne uwagi o życiu Ryokana, na podstawie swoich doświadczeń z Ryokanem oraz historii i szczegółów, które usłyszał od innych przyjaciół i osób związanych z Ryokanem i anegdotach, które Ryokan sam mu opowiedział. Jak to przyznaje Yoshishige, zbiór jest przypadkowy, ale to dodaje Kiwa prostackiej autentyczności i większość Japońskich badaczy uznaje Kiwa jako najbardziej wiarygodne świadectwo prawdziwej drogi życia Ryokana. Oryginalny manuskrypt jest ciągle w posiadaniu rodziny Kera i nie był opublikowany do roku 1959. Numerowanie sekcji wykonano na podstawie Togo Toyoharu Ryokan zenshu, t. 2. str 522-523. W oryginale nie ma numeracji.

1. Kiedy Mistrz szedł w odwiedziny, niezmiennie zapominał zabrać różnego rodzaju swoich osobistych rzeczy. Ktoś zasugerował: ,,Zrób listę wszystkiego co masz z sobą i, przed wyjściem, po prostu ją przeczytaj.'' Mistrz powiedział: ,,Świetny pomysł!'' Potem napisał listę swoich własności i zanim wychodził zawsze ją czytał. Taka lista jest wciąż zachowana.
Podobna lista o której mówi się, że Ryokan ją samą zapomniał, jest przechowywana w domu jego przyjaciół i patronów Suzukich i zawiera następujące pozycje: podgłówek, ręcznik, chusteczka do nosa, wachlarz, monety, piłka, kamienie do gry, słomiany kapelusz, getry, rękawiczki, naramienniki, laska, krótka szata, różne ubrania, lakier chiński, miska żebracza, torba. Lista kończy się notatką: ,,Muszę przeczytać to przed wyjściem. Jeśli nie, to będę miał kłopoty!''.

2. Mistrz powiedział: ,,Jeśli odwiedzam czyjś dom i pytają mnie skąd jestem, po prostu im mówię: `To nie twój interes!' ''.

3. Kiedy Mistrz mieszkał w swojej chacie w Kugami, trzymał przy palenisku mały kocioł wypełniony sosem sojowym. Zawsze kiedy po posiłku zostawały mu resztki pokarmu, wrzucał je do tego kotła. Mógł jeść tę mieszankę nawet w czasie lata i zdarzało się, że częstował nią gości. Nikt jednak nie przełamał się do skosztowania. Mistrz nie przejmował się i był niepomny na smród. ,,Żyją w tym larwy'' mawiał, ,,ale kiedy nabieram trochę do miski, odpełzają na bok. Nie czynisz więc nic złego.''

4. Bywało, że Mistrz grywał w go na pieniądze, a ludzie dawali mu wygrać. Kiedy jednak zgromadził już pewną ich ilość, nie wiedział co z nimi zrobić. Kiedyś powiedział: ,,Ludzie martwią się kiedy mają za mało pieniędzy, a ja martwię się, kiedy mam ich za dużo!''

W rodzinnym mieście Ryokana Izumazaki przetrwała legenda o pojedynku w go pomiędzy Ryokanem a Sekigawą Mansuke. Mansuke był bliskim przyjacielem Ryokana, a ludzie, którzy szukali kaligrafii Ryokana często korzystali z Mansuke jako pośrednika.
Pewnego pogodnego jesiennego dnia, kiedy Mansuke zrywał persymonie w ogrodzie za swoim domem, obrócił się i zobaczył stojącego tam Ryokana, który patrzył marzycielsko w górę. Kiedy Mansuke zszedł z drzewa, Ryokan powiedział: ,,Zagrajmy dziś w go.''
Go było ulubioną rozrywką Mansuke i natychmiast przyniósł swoją planszę do gry w go. Ale najpierw miał pewien pomysł: ,,Gra tylko w samo go nie jest zabawna. Może założymy się o coś?'' - zaproponował. ,,Jeśli wygrasz (robi się zimno)'' - powiedział Ryokan, ,,możesz dać mi ocieplaną szatę.''
,,A co jeśli ja wygram?'' - zapytał Mansuke.
,,Nie mam czego Ci dać.'' przyznał Ryokan.
,,Może zrobiłbyś parę kaligrafii?'' zasugerował Mansuke, patrząc w kierunku wysokiego stosu papieru, który umieścił na swoim biurku.
,,W porządku,'' Zgodził się Ryokan, nie mając wyboru.
Zaczęli grać, ale Mansuke był lepszy od Ryokana w go i szybko go pobił. Zaczął wtedy nalegać, aby Ryokan zrobił kilka kaligrafii. Wówczas Ryokan niechętnie wziął wachlarz z biurka i napisał na nim:


Zrywając persymonie
Moje jaja czują chłód
Jesiennego wiatru
Mansuke przeczytał wiersz i uśmiechnął się gorzko. Wygrał następną rundę, a Ryokan napisał ten sam wiersz raz jeszcze. Kiedy powtórzył to trzeci raz, Mansuke nie mógł znieść już tego dłużej.
,,Trzy razy ten sam wiersz o jajach, to za dużo!'' zaprotestował.
,,No cóż,'' odparł Ryokan, ,,wygrałeś w tą samą grę go trzy razy, no nie? Więc też napisałem ten sam wiersz trzy razy.''


5. Na swoich prywatnych rzeczach, na przykład na bambusowym kapeluszu, Mistrz pisał: ,,To moje, naprawdę, to jest moje!'' W naszym domu zachowała się kopia Muyushu5, którą Mistrz nosił przy sobie i ona również jest podpisana: ,,Naprawdę moja.''

więcej uwag i cały dokument z którego pochodzą te fragmenty znajdziesz na:
http://mahajana.net/teksty/ryokan.html 
 

środa, 9 maja 2012

Niesamowite obrazy olejne Hsin Yao Tsenga

Hsin-Yao Tseng urodził się na Tajwanie w 1986 roku. W wieku 10 lat zafascynował się malarstwem i samemu starał się rozwijać swoją pasję. W początkowym stadium swojej twórczości był samoukiem, a w 2009 roku ukończył Akademię Sztuk Pięknych w San Francisco. 

Zapraszam do odwiedzenia strony gdzie znajdziecie więcej jego prac:


http://www.joemonster.org/art/18669/Niesamowite_obrazy_olejne_Hsin_Yao_Tsenga

niedziela, 6 maja 2012

Jak (nie) jeść pałeczkami

Jedzenie pałeczkami może dla wielu przyzwyczajonych do widelca i noża osób bardzo kłopotliwe, ale zapewniam, że kiedy naprawdę się opanuje tą sztukę, to satysfakcja jest wręcz ogromna. Niewątpliwie z początku czekają na śmiałków różne trudności, a smaczne posiłki w azjatyckich knajpkach nie raz przestygną, ale nie co się poddawać, bo w końcu pałeczkami jedzą miliony ludzi na całym świecie i podobnych osób jest relatywnie więcej, niż posługujących się nożem i widelcem.

Jest to uzasadnione z punktu widzenia filozofii żywienia, ponieważ zmusza do wolniejszego jedzenia, a co za tym idzie dokładnego przeżuwania każdego kęsa. Warto nauczyć się tej sztuki, by poczuć niepowtarzalny klimat i smak orientalnej kuchni, a przy okazji zamienić swoje posiłki w pasjonującą partię szachów z własnymi kubkami smakowymi. Trudno powiedzieć czemu dania azjatyckie smakują lepiej gdy spożywamy je pałeczkami – siła sugestii, a może doświadczenie 5 tysięcy lat dziedzictwa kulturalnego?


Kiedy dokładnie Chińczycy zaczęli stosować pałeczki do końca nie wiadomo, ale pierwsze zapiski na ten temat datowane są około 2000 lat wstecz, choć są też teorie, że prymitywnymi formami patyczków (gałązki, kawałki drewna) podczas spożywania pokarmów posługiwały się już prymitywne chińskie plemiona. Innym zastosowaniem miało być wyjmowanie pieczonych potraw z rozgrzanych palenisk. O pałeczkach rozpisał się z kolei Konfucjusz, informujący nas, że pałeczki już były powszechnie stosowane przez cesarską dynastię Shang (1766 – 1122) p.n.e. 
Czarujący w ich przypadku jest fakt, że przez te setki lat właściwie jedyną rzeczą jaka uległa zmianie jest materiał z jakich są wykonane pałeczki, bo sama idea pozostała ta sama. Czynność ta więc stanowi odzwierciedlenie dawnych chińskich oraz japońskich zwyczajów i wierzeń. Pałeczki wręcz były uznawane za swego rodzaju święte narzędzie, które stanowi pomost łączący zwykłych ludzi z bóstwami. Konfucjusz wręcz uważał, że posiadanie noża przy stole to akt agresji nie przystający mężczyźnie, a jego filozofia miała znaczącą rolę w rozpowszechnieniu stosowania pałeczek w krajach azjatyckich.

W języku japońskim na pałeczki mówi się HASHI i – co ciekawe – są ich różne rodzaje, stosowane w zależności od tego, do czego mają służyć: jedzenia posiłków, przygotowywania potraw, czy choćby pałaszowania ciast i słodyczy. Różnią się też materiałami, z jakich są wykonane. Mamy cenne pałeczki wykonane z kości słoniowej, szlachetnych kamieni (na przykład ze szmaragdu), jak i różnorodnych metali (stopy cyny z ołowiem, złoto, srebro), ale oczywiście najbardziej są znane pałeczki bambusowe i drewniane, często jeszcze dodatkowo zdobione malunkami i rysunkami.
Dobór pałeczek jest związany z miejscem człowieka w społeczeństwie tzn. przeciętne azjatyckie domy korzystają z pałeczek wykonanych z wierzbowego drewna, bambusa, lub plastikowych (każdy domownik ma swoje ulubione pałeczki, które często trzyma się w specjalnym futerale lub pudełku). Złote pałeczki używane są najczęściej przez wysoką arystokrację czy rodzinę królewską. W Japonii obecnie ogromną popularnością cieszą się tzw. WARIBASHI, czyli pałeczki zrobione z jednego kawałka drewna, które łatwo można rozłamać na dwie części, co zapewnia nie tylko wygodę, ale i jednorazowość ich użycia. Używa się ich w różnych restauracjach i miejscach, gdzie można coś zjeść poza domem.
Na koniec mała uwaga na temat jedzenia sushi, bo wielokrotnie spotkałem się z pytaniami na ten temat. Otóż przysmak ten można jeść zarówno pałeczkami, jak i palcami – oba te sposoby są jednakowo poprawne i nikogo w ten sposób nie urazimy. Jak wiadomo przeciętnemu europejczykowi posługiwanie się pałeczkami może z początku sprawiać pewne kłopoty, ale nie czytelnikom tego bloga – ludziom ambitnym, którzy sięgną po “;japońskie sztućce”;, zamiast iść na łatwiznę i jak pierwszy lepszy leniuch raczyć się sushi palcami.

 Lista możliwych błędów podczas jedzenia pałeczkami. Skorzystałem tutaj z wyników ankiety, wykazującej najczęściej występujące błędy w japońskim savoir vivre:

1 渡し箸 watashi bashi: Kładzenie pałeczek bokiem na górze naczynia
2 探り箸 saguri bashi: Mieszanie w zupie w poszukiwaniu ostatniego kawałka tofu itd.
3 突き箸・刺し箸 tsuki bashi, sashi bashi: Przebijanie jedzenia pałeczkami
4 直箸 choku bashi: Używanie własnych pałeczek, zamiast tych służących do podawania jedzenia, by wziąć coś ze wspólnego naczynia
5 もぎ箸 mogi bashi: Zjadanie resztek ryżu i jedzenia przyczepionych do pałeczek
6 重ね箸 kasane bashi: Jedzenie potrawy bez przerwy (łapczywość?)
7 持ち箸 mochi bashi: Chwycenie naczynia, szklanki tą samą ręką, w której trzymamy nasze pałeczki
8 迷い箸 mayoi bashi: Machanie pałeczkami nad potrawami gdy zastanawiamy się, co następne zjeść
9 受け箸 uke bashi: Trzymanie pałeczek, gdy prosimy o dokładkę ryżu
10 掻き箸 kaki bashi: Trzymanie miski przy ustach i wydobywanie pałeczkami resztek potrawy
11 舐り箸 neburi bashi: Zlizywanie pałeczek
12 撥ね箸 hane bashi: Odpychanie nielubianych składników potrawy pałeczkami
13 寄せ箸 yose bashi: Przyciąganie potrawy bliżej nas za pomocą pałeczek
14 洗い箸 arai bashi: Mycie pałeczek w zupie
15 指し箸 sashi bashi: Wskazywanie ludzi lub przedmiotów pałeczkami
16 すかし箸 sukashi bashi: Zamiast obrócić rybę na drugą stronę – wygrzebywanie mięsa spod kości
17 揃え箸 soroe bashi: Nagłe pchanie potrawy za pomocą pałeczek
18 空箸 kara bashi: Podnoszenie jedzenia, ale bez spożywania
19 移り箸・渡り箸 utsuri bashi, watari bashi: Mierzenie na jedną potrawę, by nagle zmienić zdanie i sięgnąć po inną
20 涙箸 namida bashi: Skapywanie zupy z pałeczek

Które złe maniery najczęściej zauważasz u innych osób jedzących pałeczkami? – pytanie zadane ankietowanej grupie Japończyków.

1 仏箸 hotoke bashi: Ulubiony błąd gajinów – zostawianie pałeczek po jedzeniu na misce 100%
2 指し箸 sashi bashi: Wskazywanie na ludzi lub rzeczy za pomocą pałeczek 91.9%
3 叩き箸 tataki bashi: Robienie hałasu przez uderzanie naczynia pałeczkami 90.1%
4 寄せ箸 yose bashi: Przybliżanie innych potraw pałeczkami 84.8%
5 舐り箸 neburi bashi: Zlizywanie pałeczek 73.4%
6 合わせ箸 awase bashi: Przekazywanie jedzenia od pałeczek do pałeczek 71.0%
7 噛み箸 kami bashi: Żucie pałeczek 68.2%
8 涙箸 namida bashi: Skapywanie zupy z pałeczek 67.4%
9 突き箸・刺し箸 tsuki bashi, sashi bashi: Nabijanie jedzenia pałeczkami a następnie spożywanie potrawy 62.6%
10 せせり箸 seseri bashi: Bawienie się jedzeniem pałeczkami 62.1%
11 迷い箸 mayoi bashi: Machanie pałeczkami nad jedzeniem i zastanawianie się, co wziąć 56.1%
12 移り箸・渡り箸 utsuri bashi, watari bashi: Nagła zmiana zdania przy mierzeniu na jedną potrawę, a wzięciu drugiej 49.9%
13 空箸 kara bashi: Wzięcie jedzenia, ale bez spożywania 49.5%
14 違い箸 chigai bashi: Używanie dwóch nie pasujących do siebie pałeczek 48.0%
15 洗い箸 arai bashi: Mycie pałeczek w zupie 46.2%
16 撥ね箸 hane bashi: Odpychanie nielubianego jedzenia pałeczkami 36.0%
17 揃え箸 soroe bashi: Nagłe odpychanie jedzenia pałeczkami 35.0%
18 掻き箸 kaki bashi: Trzymanie miski przy ustach i wydobywanie pałeczkami resztek potrawy 33.1%
19 持ち箸 mochi bashi: Chwycenie naczynia lub szklanki ręką w której trzymamy pałeczki 29.8%
20 込み箸 komi bashi: Wpychanie za dużo jedzenia na raz do ust 28.0%

  • Jak prawidłowo chwycić pałeczki ?
1.
Koniec jednej pałeczki kładziemy między kciuk a palec wskazujący i przytrzymujemy ją palcami środkowym i serdecznym.
2.
Drugą pałeczkę przytrzymujemy równolegle kciukiem i palcem wskazującym.
3.
Pałeczka na dole powinna być nieruchoma, a pałeczką będącą na górze powinniśmy swobodnie poruszać za pomocą palca wskazującego i kciuka.

-artykuł ze strony: http://mazzi.wordpress.com/2007/11/03/jak-nie-jesc-paleczkami/

Furucunaneko- japońska sztuka kładzenia owoców na kocie.


Starsze niż samuraje i kule z błota.

sobota, 5 maja 2012

"Goldfish Salvation" Riusuke Fukahori 深堀隆介


Jak nie być Buddystą

JAK NIE BYĆ BUDDYSTĄ

Cztery pieczęcie są jak herbata, a wszystkie środki, dzięki którym wprowadzamy je w życie – praktyki, rytuały, obyczaje i różne „gorsety” kulturowe – to czarka. Umiejętności i metody są widoczne i namacalne, prawda – nie. Wyzwanie polega na tym, by nie skupiać się na czarce. Ludzie wolą siedzieć w cichym miejscu na poduszce medytacyjnej, niż kontemplować, co może nadejść pierwsze: następny dzień czy następne życie. Zewnętrzne praktyki są widoczne, toteż umysł szybko etykietuje je jako „buddyzm”. Zaś pogląd, że „wszystkie rzeczy złożone są nietrwałe” nie jest namacalny, więc trudno nałożyć na niego etykietkę. Jak na ironię, dowody nietrwałości otaczają nas ze wszystkich stron, a jednak wciąż pozostaje to dla nas mało oczywiste.

Istota buddyzmu przekracza granice kulturowe. Buddyzm jest praktykowany w wielu różnych kulturach, a ich tradycje to czarka dla nauk. Jeżeli elementy tych kulturowych gorsetów przynoszą pożytek, nie powodują szkody i nie stoją w sprzeczności z czterema prawdami, Siddhartha z pewnością by je pochwalił. Na przestrzeni wieków wytworzono czarki różnego typu, ale bez względu na to, jak szczytny przyświeca im cel i jak bardzo są funkcjonalne, stają się przeszkodą, jeżeli zapominamy o herbacie w środku. Choć służą tylko za naczynie do przechowywania prawdy, mamy skłonność skupiać się raczej na sposobach niż na celu. Dlatego ludzie chodzą z pustymi filiżankami albo zapominają o wypiciu herbaty. Czasem jesteśmy zafascynowani albo urzeczeni ceremoniałem i barwnością kulturowych praktyk buddyjskich. Kadzidła i świece wydają się nam pociągające i egzotyczne, ale nietrwałość i wyzbycie się ego już nie. Siddhartha powiedział, że najlepszym sposobem oddawania czci jest po prostu przypominanie sobie o zasadzie nietrwałości, cierpieniu wynikającym z emocji, o tym, że zjawiska nie istnieją samoistnie, a nirwana jest pozakoncepcyjna.
-"Jak nie być buddystą", Dzongsara Kjence Rinpocze.



- Jak szukać jedności z Bogiem?
- Im bardziej jej szukasz, tym większy stwarzasz dystans między Nim, a sobą.
- Cóż więc zrobić z tym dystansem?
- Przyjąć, że nie ma go.
- Czy to znaczy, że Bóg i ja - jesteśmy jedną rzeczą?
- Ani jedną, ani dwoma.
- Jak to możliwe?
- Słońce i jego światło, ocean i fale, pieśniarz i jego pieśń - ani jedna rzecz, ani dwie.
-Anthony De Mello