wtorek, 1 maja 2012

Spotkanie

SPOTKANIE

Droga była pusta. Okreslajac ja w ten sposób, chce powiedziec, ze nie było na niej człowieka ani zwierzecia, ani tez przedmiotu. Szedłem ta droga. Ja jestem człowiekiem. Ale rozgladajac sie — nie zauwazyłem nikogo. Tak było tylko do pewnego czasu. W jakiejs chwili ukazał sie ktos, kto szedł mi
naprzeciw. Troche wyzszy ode mnie, o wiele szerszy w ramionach, miał równiez kapelusz, podczas kiedy ja kapelusza nigdy nie nosze.
Przybrałem odpowiedni wyraz twarzy, aby wydac sie energicznym i pieknym. Myslałem, ze wszystko odbedzie sie jak zwykle. Ja wstrzymam na chwile oddech, zeby powietrze roztracone nieznajomym i otaczajace go nie przenikneło mi do płuc — i miniemy sie.
Ale on zagrodził mi droge i powiedział:
— Prosze sie zatrzymac. Jutro, dokładnie o siódmej, przyjdzie pan do mnie posprzatac mieszkanie.
Byłem tak zdziwiony, ze zapytałem tylko:
— Ja?
— Oczywiscie, ze pan.
— Ale co to ma znaczyc?! — Odnalazłem wreszcie własciwy sposób odpowiadania na zaczepki. — Co pan sobie wyobraza?! Prosze mnie przepuscic!
— Niech sie pan nie unosi. Prosze posłuchac: woda biezaca jest na miejscu, równiez i sciereczki.
— Czy pan naprawde sadzi, ze ja...
— Praca z pozoru wydaje sie ciezka, nie przecze, ale jest przeciez odkurzacz.
— Jaki odkurzacz?!
Doskonały odkurzacz, operowanie nim to prawdziwa przyjemnosc. Zreszta mozna trzepac na dole, na podwórku.
— Które pietro? Pewnie szóste.
— Alez nie! Czwarte. W dodatku jest winda. Sam pan widzi, jakie warunki.
— Ale z jakiej racji ja mam panu sprzatac mieszkanie?!
— Bo juz jest brudne i trzeba koniecznie troche odswiezyc. Dostanie pan fartuch. Zreszta prosze nie robic uwag.
— Ale co to ma znaczyc własciwie?!
— No bo przeciez nie bedzie pan sprzatał bez fartucha. Zreszta — jak pan chce.
— Nie, nie, koniecznie fartuch. Ale... jak pan smie!
— W komórce obok łazienki znajdzie pan miotełki, swiatło musi pan zapalic w przedpokoju, bo w komórce spaliła sie zarówka.
— Nie, to doprawdy niesłychane!... Przydałyby sie szmaty filcowe... Ale za kogo mnie pan bierze własciwie, co?!
— Szmat nie ma, sa tylko pantofle na wojłoku, znajdzie je pan takze w komórce. Tylko prosze mi nie zuzywac za duzo pasty do podłogi. Wszystkiego wychodzi tyle, ze nie mozna nadazyc.
— A pan mysli, ze mozna zbyc byle czym? Jak sie robi, to trzeba tyle, ile trzeba, nic nie da sie oszukac, a jak pan mysli...
— Prosze nie dyskutowac. Pastowac lekko, poczekac, az przeschnie. Froterke pozyczy pan od sasiadów.
— Jak to, nie ma pan swojej froterki? Nie mozna było sprawic?
— To nie nalezy do pana. Do sasiadów dzwonic tylko przed ósma, bo potem wszyscy wychodza. Powiedziec, ze to ode mnie. W kuchni, na kredensie, lezy ementaler, prosze sobie wziac kawałek, tylko nie wszystko. Zlew przetkac, geranium podlac, linoleum zwinac, obcych nie wpuszczac.
— A ciepła woda? Zimna nie bede mył. Mam reumatyzm.
— Prosze nie plesc głupstw. Woda grzeje sie w piecyku gazowym. Trzeba tylko przekrecic odpowiednie kurki. Jest pan dorosły.
— To i gaz jest?
— Prosze nie zadawac nieinteligentnych pytan. Jasne, ze jest.
— Ja sie boje. Mozna sie otruc.
— Głupstwa. Brudne serwety złozysz pan w jednym miejscu. Szafy odsunac, materace przetrzepac, firanki zdjac, klamki proszkiem, scian nie ochlapac, okna potem na sucho trzec długo, bo sprawdze, radio wyłaczyc i nie słuchac, bo rozprasza. No, to by było mniej wiecej tyle. Do widzenia.
Odszedł, nie ogladajac sie, krokiem sportowca. Spogladałem za nim, dopóki nie zniknał. Kipiała we mnie obrazona duma, krzyczała zraniona godnosc osobista. Nagle zrobiło mi sie głupio, poczułem sie bezradny, bezbronny... nie zostawił mi przeciez adresu.
-Sławomir Mrożek-"Opowiadania"

1 komentarz: