poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Po prostu napij się herbaty!

Po prostu napij się herbaty!

Ta codzienna czynność może być rytuałem, sztuką i głębokim przeżyciem. Filiżanka herbaty to świetny sposób na odnalezienie spokoju ducha.


Chińczycy parzą herbatę od tysięcy lat. Rozróżniają picie herbaty – he cha i jej kosztowanie – pin cha. Pijąc, zaspokajasz pragnienie, ale aby jej naprawdę skosztować, zatrzymaj się, poddaj temu urokowi.
Popatrz na suche liście – zauważ ich kolor, zwinięcie, potem wrzuć je do rozgrzanego czajniczka i wąchaj przed zalaniem wrzącą wodą. Zaparz kilkakrotnie. Sącząc gorący płyn, zwracaj uwagę na jego kolor, zapach i smak. Na koniec wyjmij liście na talerzyk i obejrzyj raz jeszcze. Jeden pęd herbaciany to zwykle jeden pąk xin i trzy liście ye. Xin to po chińsku także serce.

Sztuka herbaty

Moc czterech skarbów
Wyrafinowany sposób parzenia herbaty, zwany gong fu cha (herbata pracochłonna), pochodzi z południowo-wschodnich Chin. Podstawowe przybory używane do jej przygotowania to tzw. cztery skarby: duży ceramiczny czajnik do gotowania wody, piecyk opalany węglem drzewnym, czajniczek do parzenia z purpurowej kamionki i porcelanowe lub kamionkowe czarki.
Pierwsze parzenie: jeżeli trwa krótko, zaledwie kilka sekund, nazywane jest „budzeniem herbaty”. Napar z niego można wylać, a jeśli tego nie robimy, dajmy herbacie więcej czasu (co najmniej 30 sekund). Najsilniejszym i najwartościowszym jest z reguły napar z drugiego parzenia. Kolejne powinny być dłuższe, ponieważ herbata staje się coraz słabsza.
Kosztowanie herbaty może prowadzić do cha yi (biegłości, doskonałości warsztatowej), dalej do cha dao (sztuki, tworzenia piękna), by w końcu stać się drogą do samodoskonalenia i duchowego rozwoju.
Cztery obszary tej sztuki to: mei – piękno naczyń oraz innych towarzyszących ceremonii dzieł oraz otoczenia, jian – zdrowie, zarówno duszy, jak i ciała, xing – kształtowanie charakteru i moralności, oraz lun – podtrzymywanie kontaktów międzyludzkich. Są one podstawą harmonijnego życia.

Zatrzymaj się!

Piękno codzienności
Herbata pomaga oderwać się od trosk, doświadczyć spokoju i dostrzec piękno rzeczy małych. Ma też dobroczynny wpływ na zdrowie. Jeśli nauczymy się pić herbatę w skupieniu, będziemy umieli w skupieniu zajmować się również innymi sprawami. Wtedy nawet krótkie spotkanie przyniesie dobrą zmianę. Bo herbata mówi: „zatrzymaj się”. Przywraca naturalny porządek rzeczy, pokazując, jak niewiele potrzeba, by takim się stał. Wystarczą woda, liście, czajniczek i czarka.
Usiądź i napij się herbaty. Nie rób nic innego. Skup się na tej chwili. Zaproś przyjaciół, przygotuj ładne naczynia i nastrojową muzykę. Herbatę dobrze jest kosztować godzinę po jedzeniu lub pół godziny przed, tak, by w pełni jej posmakować. Zadbaj, by była to herbata dobrej jakości, ładne naczynia, piękne otoczenie i przyjazne osoby.
Jeśli cieszysz się taką chwilą w samotności, rozgrzej najpierw wrzątkiem czajniczek i kubek, filiżankę lub czarkę. Powąchaj suche liście, zobacz, jakie mają kolory i kształty. Potem wylej wrzątek, a do gorącego czajniczka (lub kubka z zaparzaczem) wrzuć liście. Zamknij go i po chwili sprawdź, jak się zmienił ich zapach. Następnie zalej herbatę lekko przestudzoną wodą (odpowiednio do rodzaju herbaty: zieloną – ok. 70 st. C, białą – 80, żółtą – 85, turkusową – 85-90, czerwoną – 90, czarną – 95). Odczekaj około pół minuty (czas zależy od rodzaju herbaty, ilości liści, temperatury wody i tego, jaką moc naparu chcemy otrzymać). Przelej  płyn do naczynia, zobacz, jaki przybrał kolor, poznaj jego smak i zapach. Pomyśl, z czym miłym ci się kojarzy. Gdy wypijesz, zalej tę samą herbatę ponownie wodą. Powtarzaj wszystkie czynności parzenia tak długo, jak długo będziesz mieć na nie i na smak herbaty ochotę.

Smak medytacji

Herbata a filozofia
Jako pierwsi herbatę zaczęli uprawiać mnisi buddyjscy. Cenili ją za to, że orzeźwiała, rozpraszała senność i pomagała wytrwać w medytacjach. Z czasem niektóre jej właściwości zaczęto traktować jako symbole wyrażające pewne myśli buddyjskiej filozofii. Jej gorzki smak kojarzył się z cierpieniem i goryczą, nierozerwalnie związanymi z ludzką egzystencją, a spokój i skupienie, towarzyszące rytuałowi picia herbaty, były podobne do stanu umysłu podczas medytacji.
Prawdziwe kosztowanie herbaty wymaga oderwania myśli od trosk codziennego życia, od przeszłości i przyszłości, od wszystkiego, co może nas rozpraszać. Istnieje nawet takie powiedzenie: „medytacja i herbata mają ten sam smak”. Bo tak jak początkowo gorzki napar zmienia się po chwili w słodki, tak i w medytacji – choć wydaje się trudna i niezrozumiała – można się po pewnym czasie rozsmakować.
Wyraźny wpływ na estetykę herbaty wywarło taoistyczne umiłowanie natury i prostego piękna. Taoiści postulowali dążenie do zatarcia różnicy między „ja” a światem zewnętrznym, co pomagało osiągnąć jedność z naturą. Ta postawa wu ji stała się jedną z najważniejszych myśli związanych ze sztuką parzenia herbaty, która jest towarzyszeniem jej w ciągłych przemianach. Uważana była przez taoistów za drogę do harmonii z naturą, a także za panaceum na wszelkie choroby, a nawet za środek zapewniający nieśmiertelność.
Sztuka parzenia herbaty jest związana z konfucjańską koncepcją „drogi środka”, szukania umiaru i niepopadania w skrajności. Była ulubioną rozrywką wielu konfucjanistów, towarzyszyła spotkaniom artystów i uczonych. Ceniono ją między innymi za to, że nie prowadziła do upojenia. Rytuał picia herbaty sprzyjał także podtrzymywaniu więzi międzyludzkich, kształtował charakter, uczył lojalności, troskliwości, przyjaźni i wzajemności.

6 rodzajów herbaty

Zielone – niefermentowane. Ich liście zachowują zielony kolor i właściwości najbardziej zbliżone do świeżych liści herbacianych. To najstarszy i najpopularniejszy rodzaj herbaty w Chinach.
Białe – lekko fermentowane. Wytwarzane przeważnie z najmłodszych liści i nierozwiniętych pąków liściowych, pokrytych drobnym, białym puszkiem, któremu zawdzięczają swoją nazwę. Ich napar ma słomkowy kolor, delikatny smak i zapach.
Żółte - lekko fermentowane w specjalnym procesie, zwanym fermentacją nieenzymatyczną. Bardzo rzadkie, produkowane wyłącznie w Chinach.
Turkusowe (nazywane też wulongami) – różnorodna grupa herbat częściowo fermentowanych: od lekko fermentowanych o właściwościach zbliżonych do herbaty zielonej, po mocno fermentowane podobne do herbaty czerwonej. Najbardziej popularne w Chinach południowo-wschodnich i na Tajwanie.
Czerwone – całkowicie fermentowane, na Zachodzie zwane czarnymi. Najpowszechniejszy obecnie na świecie rodzaj herbaty pochodzącej z Chin. Wytwarza się ją również w krajach Azji, Afryki i Ameryki Południowej.
Czarne – na Zachodzie nazywane niekiedy czerwonymi. Są to herbaty dojrzewające, poddawane procesowi fermentacji, który nadaje im bardzo ciemny, niemal czarny kolor i specyficzny ziemisty smak. Najbardziej znaną z tej grupy jest herbata Pu’er.
-artykuł Magdaleny Rybak "Po prostu napi się herbaty!"
http://zwierciadlo.pl/2011/cialo-dusza-umysl/po-prostu-napij-sie-herbaty

Kontrola

KONTROLA

„Danie swej owcy czy krowie dużej, przestrzennej łąki jest sposobem kontrolowania jej”


Życie w obrębie Natury Buddy oznacza umieranie chwila za chwilą, jako mała istota. Kiedy tracimy równowagę to umieramy, lecz równocześnie rozwijamy się i wzrastamy. Wszystko, co widzimy, zmienia się tracąc swą równowagę. Wszystko wygląda pięknie, a przyczyną tego jest fakt, że nie ma w tym równowagi, a tło jest zawsze w doskonałej harmonii. Oto jak wszystko istnieje w rzeczywistości Natury Buddy, tracąc równowagę na tle doskonałej równowagi. Tak więc, jeśli widzicie rzeczy bez uprzytomnienia sobie tła Natury Buddy, wszystko wydaje się być formą cierpienia. Lecz jeśli rozumiecie tło istnienia, zdajecie sobie sprawę, że cierpienie samo w sobie jest tym, jak żyjemy i jak rozszerzamy twoje życie. Tak więc w zen czasami podkreślamy niezrównoważenie czy nieład życia.
W dzisiejszych czasach tradycyjne malarstwo japońskie stało się całkiem sformalizowane i pozbawione życia. Z tego powodu rozwinęła się sztuka nowoczesna. Dawni malarze praktykowali umieszczanie na papierze kropek w artystycznym nieładzie. Jest to dość trudne. Nawet jeśli próbujesz to robić, zazwyczaj to, co robisz, jest ułożone według jakiegoś porządku. Myślisz, że potrafisz to kontrolować, lecz nie potrafisz; prawie niemożliwe jest ułożenie kropek w nieporządku. To samo dotyczy zajmowania się własnym codziennym życiem. Nawet jeżeli próbujesz w jakiś sposób kontrolować ludzi, jest to niemożliwe. Najlepszych sposobem kontrolowania łudzi jest ośmielić ich, aby psocili. Wówczas będą oni pod kontrolą w jej szerszym znaczeniu. Danie swej owcy czy krowie dużej, przestrzennej łąki jest sposobem kontrolowania jej. To samo z ludźmi: wpierw pozwól im robić, co zechcą i obserwuj ich. Oto najlepszy sposób. Ignorowanie ich nie jest dobre; to najgorszy sposób. Niewiele lepsze jest kontrolowanie ich. Najlepiej jest ich obserwować, i tylko obserwować bez prób kontrolowania. Ten sposób jest również skuteczny dla was samych. Jeśli chcecie osiągnąć doskonały spokój w waszym zazen, nie powinniście niepokoić się różnymi wyobrażeniami, które znajdujecie w swoim umyśle. Pozwólcie im przychodzić i odchodzić. Wówczas będą one pod kontrolą. Lecz ten sposób nie jest taki łatwy. Brzmi to prosto,
lecz wymaga pewnego specjalnego wysiłku. Jak dokonać tego rodzaju wysiłku - to sekret praktyki. Załóżmy, że siedzisz w jakichś niezwykłych okolicznościach. Jeśli będziesz próbował uspokoić swój umysł, nie będziesz w stanie siedzieć, a jeśli będziesz próbował być spokojny, twój wysiłek nie będzie właściwym wysiłkiem. Jedynym wysiłkiem, który może ci pomóc jest liczenie oddechów lub koncentrowanie się na wdechu i wydechu.
Mówimy - koncentracja, lecz koncentrowanie naszego umysłu na czymś nie jest prawdziwym celem zen.
Prawdziwym celem jest widzieć rzeczy takimi, jakie one są, obserwować rzeczy takimi, jakie są i pozwolić
wszystkiemu przemijać tak, jak przemija. Oznacza to wzięcie wszystkiego pod kontrolę w najszerszym
rozumieniu tego słowa. Praktyka zen to otwieranie małego umysłu. Tak więc koncentracja jest tylko środkiem, by pomóc ci urzeczywistnić „wielki umysł" lub umysł, który jest wszystkim. Jeśli chcecie odkryć prawdziwe znaczenie zen w codziennym życiu, musicie zrozumieć znaczenie skupiania umysłu na oddechu i ciele we właściwej postawie w zazen. Powinniście przestrzegać reguł praktyki, a wasze zgłębianie powinno stać się bardziej subtelne i staranne. Tylko w ten sposób możecie doświadczyć żywotnej wolności zen.
Zenji Dogen powiedział: „Czas podąża z teraźniejszości ku przeszłości". Jest to absurd, lecz w naszej
praktyce niekiedy jest to prawdą. Czas, zamiast postępować z przeszłości do teraźniejszości, podąża wstecz z teraźniejszości do przeszłości. Yoshitsune był słynnym wojownikiem, który żył w średniowiecznej Japonii. Z powodu sytuacji w kraju został wysłany do północnych prowincji, gdzie go zabito. Zanim wyjechał, pożegnał swoją żonę, która później napisała w poemacie: „Tak jak odwijasz nić ze szpulki, chcę by przeszłość stała się teraźniejszością". Kiedy powiedziała to, uczyniła rzeczywiście czas przeszły teraźniejszością. W jej umyśle przeszłość stała się żywa i była teraźniejszością. Dogen powiedział: „Czas podąża z teraźniejszości ku przeszłości". Dla naszego logicznego umysłu nie brzmi to prawdziwie, lecz dzieje się to w rzeczywisty doświadczeniu czynienia czasu przeszłego teraźniejszym. Tu mamy poezję i tu mamy ludzkie życie. Kiedy doświadczamy prawdy tego rodzaju, oznacza to, że odnaleźliśmy prawdziwe znaczenie czasu. Czas nieprzerwanie podąża z przeszłości do teraźniejszości i z teraźniejszości do przyszłości. Jest to prawdą, lecz prawdą jest takie, że czas podąża z przyszłości do teraźniejszości i z teraźniejszości do przeszłości. Pewien mistrz zen powiedział: „Pójść jedną milę na wschód, znaczy to samo, co pójść jedną milę na zachód". Oto prawdziwa wolność. Powinniśmy zdobyć ten rodzaj doskonałej wolności.
Jednakże nie sposób odnaleźć doskonałej wolności bez pewnych reguł. Ludzie, szczególnie młodzi ludzie,
myślą, że wolność jest tylko robieniem tego, co zechcą, że w zen nie ma potrzeby stosowania żadnych reguł.
Lecz dla nas posiadanie pewnych reguł jest absolutnie konieczne. Nie oznacza to, że zawsze podlega się
kontroli. Dopóki macie reguły, macie szansę na wolność. Próby osiągania wolności bez zdawania sobie sprawy z reguł nie mają znaczenia. Aby osiągnąć tę doskonałą wolność praktykujemy zazen.
-Shunryu Suzuiki "Umysł zen, umysł początkującego" fragment.

Mistrz strategii - bajki chińskie

Mistrz strategii

Spośród wielu cech charakteru, przymiotów ducha i umysłu Chińczycy najwyżej cenili zdolność strategii, przewidywania i planowania. Przewidywanie zachowań przeciwnika, konkurenta, klienta wymagało dobrej znajomości psychologii i natury ludzkiej, poznania meandrów ludzkiego umysłu. Pozwalało zdobyć przewagę, osiągnąć sukces i zwycięstwo tam, gdzie wydawało się ono niemożliwe do zdobycia, gdzie nawet marzenie o honorowej porażce uważano już za wygórowane. Niedoścignionym mistrzem strategii był Sun Tzu, a jego Sztuka wojny do dnia dzisiejszego stanowi jedną z najbardziej poszukiwanych i czytanych książek przez wojskowych, biznesmenów, przedsiębiorców, graczy na giełdzie, a także naukowców i gospodynie domowe. O nieprawdopodobnych zdolnościach strategicznych Sun Tzu niech świadczy poniższa historia.
Sun Tzu przybył do pewnego miasta i zatrzymał się na odpoczynek w szkole zapasów mistrza Wu. Był tu zawsze dobrze przyjmowany i otaczany należytym szacunkiem, a sam mistrz Wu był jego dobrym przyjacielem. Sun Tzu cenił też spokój, który panował w szkole, jej tradycje i zwyczaje. Tym razem atmosfera była jednak bardzo napięta, nerwowa i nieco przygnębiająca. Wszyscy mówili o zawodach, które miały się odbyć następnego dnia podczas wielkiego dorocznego jarmarku na największym placu w mieście w obecności przedstawicieli cesarskiego dworu. Ale szkole Wu nie dawano dużych szans. Turniej pomiędzy dwiema wiodącymi szkołami zapasów - mistrza Wu i mistrza Li - był coroczną tradycyjną forma wyłonienia najlepszego zapaśnika i najlepszej szkoły w mieście. Walczono o prestiŜ, ale i o duŜe pieniądze. Turniej
przebiegał według tradycyjnych reguł. Trzej najlepsi zapaśnicy jednej szkoły, wyłonieni drogą wewnętrznych eliminacji, stawali kolejno do walki z trzema zapaśnikami drugiej. Odbywały się trzy, najczęściej bardzo twarde i długo trwające walki. Za koniec starcia i zwycięstwo uważano poddanie się, położenie przeciwnika na łopatki lub wypchnięcie go z areny. Istniał też niepisany zwyczaj, że w walce pierwszej brali udział najlepsi zapaśnicy z obu szkół, okryci sławą zwycięzcy wielu walk i turniejów. Była to najważniejsza walka dnia. Do drugiej stawali pretendenci z ambicjami i już fantastycznymi umiejętnościami, pozostający jednak cały czas w
cieniu swoich mistrzów. Być może za parę lat to oni będą walczyć w walce pierwszej. W walce trzeciej występowali zaś zapaśnicy młodzi, głodni sławy i choć jeszcze bez sukcesów, jednak pełni dobrych chęci. Wygranie przynajmniej dwóch walk w turnieju dawało szkole zwycięstwo. Samo wytypowanie do walki przez mistrza, reprezentowanie szkoły, było już wyróżnieniem. Zwycięstwo przynosiło, indywidualnie, duże pieniądze i ogromną sławę.
Od wielu lat zawody wygrywała szkoła mistrza Li - to dwa do jednego, totrzy do zera. Zawodnicy ci nie byli  dużo lepsi od uczniów mistrza Wu. Byli minimalnie lepsi, ale to wystarczało. Zawodnicy z walki pierwszej i drugiej znali się od wielu lat, ścierali się ze sobą wielokrotnie, znali wszystkie swoje słabe i
mocne strony, znali formy obrony i triki ataku. Przy tym zawodnicy szkoły Li mieli tę psychiczną przewagę, że od wielu lat zwyciężali Tak miało być i tym razem. Nic dziwnego, że Sun Tzu zastał mistrza Wu w nie najlepszym nastroju. Mistrz przygotowywał się do kolejnej porażki swej szkoły, bo nic nie wskazywało,
że w tym roku będzie inaczej. Wtedy Sun Tzu zapytał go:
- Czy chcesz wygrać ze szkołą Li?
- Tak - nieco zdziwiony pytaniem, odpowiedział mistrz Wu. - Ale to nie jest możliwe.
- A w jakim stosunku chciałbyś wygrać? -pytał Sun Tzu, jak gdyby nie słysząc
obiekcji.
Mistrz długo zwlekał z odpowiedzią, gdyż wewnętrznie poddawał w wątpliwość stan psychiczny Sun Tzu. W końcu odparł:
- Powtarzam: nie jest możliwe, aby moja szkoła wygrała. Tam są lepsi zapaśnicy!
Zastanawiam się, jak z honorem przegrać.
- Nie proszę, abyś oceniał zawodników i szanse zwycięstwa. Proszę, abyś mi powiedział, w jakim stosunku chcesz pokonać szkołę mistrza Li! - Sun Tzu trochę się zniecierpliwił.
Mistrz Wu wiedział dobrze, kim jest jego gość, i zdawał sobie sprawę, że nigdy nie rzuca on słów na wiatr. Jednak pytanie wydawało mu się bez sensu. W końcu odparł jednak: - Jeżeli mogę decydować, to niech to będzie zwycięstwo całkowite. Trzy walki wygrane.
- Dobrze. Jutro masz postąpić tak. Do walki pierwszej wystawisz swojego trzeciego zawodnika. Zrobisz to tuż przed walką, aby nikt o tym się wcześniej nie dowiedział.
- Jak to? Mój trzeci zawodnik jest młody, waleczny, ale jest bez szans w walce z mistrzem szkoły Li. To będzie porażka, jakiej nigdy nie było, i kompromitacja szkoły.
- To się okaże jutro. Ale masz dochować bezwzględnej tajemnicy. Jak obsadzić następne walki powiem ci jutro. A teraz idź spać.
Kiedy mistrz Wu udał się na spoczynek, Sun Tzu w tajemnicy odszukał młodego zapaśnika, który, zgodnie z powszechnym oczekiwaniem, miał wystąpić jutro rano w trzecim pojedynku. Chłopak nie spał, tylko rozmyślał o zbliżającej się walce. Był napięty, pobudzony, podenerwowany, miał ogromną tremę. Pochodził z biednej rodziny. W sztuce zapasów widział dla siebie szansę wybiciasię z nizin. Tę szansę otrzymał. Jutro  musi ją wykorzystać.
Wizytę przyjął ze zdumieniem, ale kiedy Sun Tzu zaczął rozmawiać, napięcie prysło. Mówili o szkole, sztuce zapasów, walce, jutrzejszych zawodach. Sun Tzu zapytał o marzenia i pragnienia. Chłopak nieśmiało wyjawił, że owszem, ma je: pomoc rodzicom, powrót do wioski, kupno konia, lepszego i większego pola. Ale Sun Tzu chyba nie o to chodziło, bo pytał dalej - o te utajone, najskrytsze, te z głębi duszy. W końcu chłopak, zawstydzony i czerwony, wyjawił, że jest coś, a raczej ktoś taki. To piękna Mio, córka najbogatszego gospodarza we wsi. Trochę ze sobą sympatyzują i wie, że nie jest jej obojętny. Ale jej rodzice nigdy się nie zgodzą na związek. Nigdy nie będzie tak bogaty, aby móc poprosić o jej rękę. A
nawet gdyby miał pieniądze, nie będzie miał dość znacznej pozycji, aby być przyjęty. Chłopak posmutniał i wtulił głowę w ramiona.
- A ile musiałbyś mieć, aby starać się o rękę Mio? - zapytał Sun Tzu.
- Myślę, że około pięciuset liangów - odparł po namyśle chłopak.
- Gdybyś jutro wygrał walkę, ile byś dostał?
- Za wygrana walkę dostałbym pięćdziesiąt liangów - i znowu się zamyślił.
- Przez dziesięć lat uskładałbym pięćset liangów, ale czy mistrz zawsze by mnie wystawiał? Czy zawsze bym wygrywał? Czy Mio zechciałaby na mnie tak długo czekać? - i znowu posmutniał.
- A gdybyś walczył w walce drugiej, ile byś dostał? - zapytał Sun Tzu.
- I gdybym wygrał?
- Oczywiście.
- Za drugą walkę dostaje się czterysta liangów. Ale dostać się na drugą pozycje
w szkole to prawie niemożliwe. Wiele lat pracy treningów, walk...
Sun Tzu przerwał mu: - A ile byś dostał za zwycięstwo w pierwszej walce?
- Tysiąc liangów - chłopak skierował oczy w górę i wyraźnie się rozmarzył.
- Tysiąc liangów - powtarzał.
- I co jeszcze - wyrwał go z rozmarzenia Sun Tzu - mógłbyś przez to osiągnąć?
- Nieśmiertelną sławę najlepszego zapaśnika, honory dworskie, prawo do
prowadzenia własnej szkoły, zaproszenie na walki do stolicy... - chłopak wymieniał
jednym tchem. Widać było, że ma ten temat dobrze przemyślany.
- Jutro walczysz w pierwszej walce! - Słowa Sun Tzu spadły na niego jak grom z jasnego nieba. Chłopak zbladł i się przestraszył. - Mistrz Wu tak zadecydował - skończył Sun Tzu.
- Przecież to niemożliwe - chłopak nie chciał wierzyć. - Tam do walki staje niepokonany od dziesięciu lat zapaśnik, który wygrał już nawet zawody w stolicy, ma nienaganną technikę...
- Co o nim wiesz? - przerwał Sun-Tzu.
- Wszystko. Był kiedyś dla mnie wzorem. Znam jego ulubione chwyty, gesty, zwody - rozkręcił się chłopak
- A co on wie o tobie?
- Nic. Nawet nie wie o moim istnieniu.
- Wobec tego uważam, że masz ogromną szansę na zwycięstwo, jeżeli wykorzystasz element zaskoczenia - powiedział Sun Tzu. - Znasz jego słabe strony?
- Tak. Waży dużo więcej ode mnie. Jest trochę mało zwrotny. Dąży do zwarcia i ma słabą lewą nogę.
- Tak zaplanuj więc jutrzejszą walkę, aby te słabości wykorzystać. Pomyśl o swojej pięknej Mio, która być może będzie jutro oglądać cię na arenie - zakończył Sun Tzu i wyszedł, zostawiając chłopaka w niemałym osłupieniu, ale w jakże innym wewnętrznym nastroju.
Sun Tzu wiedział, że każda batalia musi być dobrze przygotowana, niczego nie wolno zostawić przypadkowi. Dlatego bezzwłocznie wysłał posłańca do ojca pięknej Mio z zaproszeniem od mistrza Wu na jarmark i jutrzejszy turniej. Od samego świtu trwały przygotowania do walk. Szykowano arenę, miejsca
dla zawodników i widzów, honorowe loże dla dostojnych gości. Ze wszystkich stron zjeżdżali kupcy, kramarze, rolnicy. Panowała gorączkowa atmosfera oczekiwania na najważniejsze wydarzenie jarmarku. Równo w południe zadęły trąby, oznajmiając początek zawodów. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy w pierwszej walce naprzeciwko najlepszego, największego i najsławniejszego zapaśnika szkoły Li stanął nikomu nieznany, niedoświadczony młokos. (Tu warto dodać, że Sun Tzu nie omieszkał wspomnieć mu przed walką, iż jego ukochana Mio z ojcem i rodziną są na widowni.) Gdy wielki zapaśnik Li zobaczył, z kim ma się zmierzyć, uznał to za obelgę, wyraz lekceważenia. Postanowił skończyć walkę najszybciej, jak potrafi - wyrzucając przeciwnika z areny. Zaraz po sygnale sędziego z ogromną nonszalancją i pewnością siebie ruszył na rywala, chcąc złapać go w morderczym uścisku i odrzucić daleko. Zaniedbał przy tym wszystkie zasady obrony. Jego szeroko rozstawione ręce trafiły w pustkę. Młokos zwinnie uskoczył na
prawo, zablokował jego lewą nogę i wykorzystując impet przeciwnika silnie pchnął go z tyłu. Jeszcze widzowie dobrze się nie rozsiedli, a już wielki zapaśnik Li runął na arenę i jego łopatki dotknęły ziemi. Aby nie było wątpliwości, młody siedział już na nim i założył chwyt duszenia. Nie było innej możliwości - wielki
zapaśnik szkoły Li musiał się poddać, a sędzia ogłosił sensacyjne zwycięstwo zapaśnika szkoły Wu. Publiczność wiwatowała i szalała. - Była to najkrótsza i najbłyskotliwsza walka w dziejach turniejów, która na pewno przejdzie do historii, a młodego zapaśnika okryje sławą. Chłopak patrzył w kierunku pięknej Mio,
która była wyraźnie dumna. Jej ojciec spontanicznie klaskał ze wszystkimi widzami.
Do drugiej walki wyszli drugi zawodnik szkoły Li i najlepszy zawodnik szkoły Wu. W duchu zazdrościł on swojemu młodszemu koledze takiego wspaniałego zwycięstwa. Poczuł, że jego pozycja „pierwszego” w szkole jest zagrożona. Postanowił udowodnić wszystkim, że jednak jest najlepszy. Wyszedł maksymalnie
skoncentrowany i skupiony z silnym postanowieniem szybkiego skończenia walki. Upozorował atak w prawo, szybko założył swój ulubiony, mistrzowski chwyt i walka znowu skończyła się błyskawicznie. Było dwa do zera dla szkoły Wu.
Trzecia walka odbyła się bez niespodzianek. Najmłodszy zawodnik szkoły Li był tak przerażony porażkami swoich starszych i bardziej doświadczonych kolegów, że gdy stanął naprzeciwko dużo sławniejszego drugiego zawodnika szkoły Wu, poddał się praktycznie bez walki.
Było trzy do zera dla szkoły Wu - tak jak obiecał Sun Tzu.
-opowiadanie z książki Zbigniewa Królickiego "Bajki chińskie dla dorosłych"

sobota, 28 kwietnia 2012

Czym jest Zen? - Tylko nie wiem - Seung Sahn


WŁAŚCIWA  MEDYTACJA



Berkeley, California
9 lipca, 1977

Najdroższy Soen Sa Nimie,
Diana właśnie zadzwoniła, aby mi powiedzieć o Twoich problemach z sercem i cukrzycą*. Przykro mi, że źle się czujesz. Pamiętam, jaki to był dla nas szok, gdy po raz pierwszy odkryliśmy, że nasz syn jest diabetykiem i że będzie musiał brać insulinę. Miał wtedy tylko 17 lat i jego trzustka nie pracowała regularnie, więc wielkość dawki insuliny należało uzależnić od jego aktywności, jak również i od ilości jedzenia. Lecz wkrótce nauczył się przewidywać swoje potrzeby, a także stosować sok pomarańczowy, gdy przedawkuje. Jestem pewna, że już nauczyłeś się nowego dawkowania. Przykro mi, że opuściłam ostatnie kido w świątyni Big Sur. Szybko zdrowiej!
Serdecznie pozdrawiam, 
Merge


* w lipcu 1977 Soen Sa Nim poszedł do szpitala, aby monitorować nieregularną pracę serca i zaczął stosować insulinę, z powodu swojej zawansowanej cukrzycy




15 lipca, 1977
Droga Marge,
Dziękuję Ci za Twój list. Jak się masz?
Właśnie wróciłem ze szpitala. Dziękuje Ci, że martwisz się o moje ciało. Teraz stosuję się do szpitalnych zaleceń; i zaczynam brać insulinę. Przez ponad 15 lat brałem pigułki na cukrzycę, lecz lekarze powiedzieli, że te tabletki uszkodziły moje serce. Więc poszedłem do szpitala, aby podleczyć serce; i teraz moje serce działa już prawidłowo, a moje ciało nie jest problemem.
Gdy byłem w szpitalu; to wielu lekarzy bardzo interesowało się pewnymi technikami medytacyjnymi leczącymi ciało. Mój lekarz zasugerował mi zastosowanie takiej medytacji, aby serce szybciej zdrowiało i zrobiłem to. Na początku, gdy przyszedłem do szpitala, moje serce nie biło regularnie. Wyleczenie tego typu problemów zajmuje zwykle 2 do 3 miesięcy. Medytowałem więc i już po tygodniu praca mojego serca uregulowała się. Lekarze byli bardzo zaskoczeni i zadowoleni. Powiedzieli, że teraz wielu lekarzy lubi medytację, ponieważ pomogła uleczyć ciało. Kilku lekarzy chciało nauczyć się coś więcej o medytacji, więc zaaranżowali spotkanie w moim szpitalnym pokoju i nauczałem ich trochę o zen.
Powiedziałem im, że medytacja lecząca ciało jest pewnym rodzajem koncentracji jogi. Nie jest ani dobra ani zła. Lecz to nie jest właściwa medytacją. Ten rodzaj medytacji jogi pozwala jedynie odpocząć ciału i uczynić go mocniejszym. Pewni jogini siedzą w spokojnym miejscu i tylko oddychają: wdech i wydech; i czasem żyją przez 100, a czasem przez 1000 lat. Można tak długo utrzymać ciało przy życiu, ale i tak ono w końcu kiedyś umrze.
Właściwa medytacja oznacza osiągnięcie wolności od życia i śmierci. To prawda: nasze ciało podlega życiu i śmierci, ale nasze prawdziwe ja nie ma ani życia ani śmierci. Jeśli osiągniesz swoje prawdziwe ja, wtedy to, czy umrzesz za godzinie, za dzień czy za miesiąc, nie będzie miało żadnego znaczenia. Lecz jeżeli będziesz robić tylko „medytację leczącą ciało” to staniesz się skupiony głównie na tym ciele. I gdy przyjdzie czas, aby Twoje ciało umarło, to ta medytacja nie pomoże Ci, więc nie możesz w nią wierzyć. Oznacza to, że nie jest to właściwa medytacja. Jeżeli robisz właściwą medytację to czasem bycie chorym jest OK; czasem bycie cierpiącym jest OK; umieranie pewnego dnia też jest OK. Budda powiedział: „Jeżeli z chwili na chwilę będziesz utrzymywać czysty umysł, wtedy wszędzie osiągniesz szczęście”.
Jak bardzo wierzysz w siebie? Jak bardzo pomagasz innym ludziom? To są najważniejsze pytania. Właściwa medytacja pomaga odnaleźć Ci Twoją prawdziwą drogę.
Powiedziałem lekarzom, że zapytałem pacjenta z sąsiedniego łóżka „Co jest celem Twojego życia?” On miał dobrą pracę, dobrą rodzinę i dobrą żonę, ale te rzeczy nie mogły mu pomóc. Więc odpowiedział: „Nic.” On zrozumiał „nic”, lecz to rozumienie nie mogło mu pomóc i dlatego cierpiał. Zen oznacza osiągnięcie tego „umysłu–nic”.
Jak osiągnąć „umysł–nic”? Najpierw musisz się zapytać: „Czym jestem? Co jest celem mojego życia?” Jeżeli odpowiesz sobie słowami, to jest tylko myślenie. Może odpowiesz: „Jestem lekarzem” Lecz gdy zajmujesz się swoim pacjentem i myślisz: „Jestem wielkim lekarzem” to nie możesz postrzec sytuacji swojego pacjenta, gdyż jesteś złapany w swoje myślenie. Myślenie jest tylko rozumieniem i podobnie jak ten człowiek na sąsiednim łóżku odkryjesz, że to rozumienie nie może Ci pomóc. Co wtedy? Jeżeli nie wiesz, to po prostu idź tylko prosto „nie wiem”.
Umysł nie–wiem odcina całe myślenie Jest przed myśleniem. Przed myśleniem nie ma: lekarza, pacjenta, nie ma też Boga czy Buddy, nie ma „ja”, nie ma słów, nie ma nic. Wtedy ty i wszechświat stajecie się jednym. Nazywamy to „nie-umysłem” lub pierwotnym punktem. Niektórzy ludzie mówią o tym: Bóg, kosmiczna energia, błogostan; zgaśnięcie, lecz są to tylko słowa nauczania. „Umysł-nic” jest przed słowami.
Zen oznacza osiągnięcie umysłu-nic i użyciem go. Jak można go użyć? Czyniąc nie-umysł umysłem wielkiej miłości. Nic oznacza brak „ja-mnie-moje”, brak przeszkód, zatem ten umysł może się zmienić w „umysł działania dla wszystkich ludzi”. To jest możliwe. Umysł–nic nie pojawia się ani nie znika. Jeżeli właściwie medytujesz, wówczas umysł- nic staje się silniejszy i jasno postrzegasz swoją sytuację: to co widzisz, słyszysz, wąchasz, smakujesz, dotykasz jest prawdą, bez myślenia. Więc Twój umysł jest jak lustro. Wtedy z chwili na chwilę możesz utrzymywać właściwą sytuację. Kiedy lekarz jest z pacjentami i odrzuci swoje ja-mnie-moje i stanie się z nimi jednym, wtedy może im pomóc. A kiedy lekarz wraca do domu i jest z rodziną, jeśli w 100 % utrzymuje umysł ojca, wtedy jest jasne zrozumienie, co jest dla nich dobre. Właśnie tak jak to. Błękitna góra się nie porusza. Białe chmury płyną w te i z powrotem.
Więc, lekarze lubią zen. Może spróbują praktykować!
Mam nadzieję, że idziesz prosto tylko nie wiem, osiągniesz nie-umysł, użyjesz nie-umysłu i wyzwolisz wszystkie istoty od cierpienia.
Twój w Dharmie,
S.S.

-List z książki DSSN Seung Sahn - Tylko nie wiem.

piątek, 27 kwietnia 2012

Wywiad z Kanzenem

 

Witam!
Odkopałem troszkę stary wywiad z Czcigodnym Kanzenem.
Czcigodny Kanzen od 1984 roku praktykuje Soto Zen w Japonii. Został wyświęcony w 1989 roku na mnicha w tradycji Soto Zen w świątyni w Tokio i ukończył edukację klasztorną wymaganą od mnichów Soto w klasztorze Daiyuzan Saijoji, jednym z największych klasztorów tradycji Soto Zen we wschodniej Japonii.
Praktykował z różnymi nauczycielami japońskimi, ale jego głównym nauczycielem medytacji przez ostatnich 21 lat jest opat niewielkiej świątyni na wybrzeżu Morza Japońskiego w małej miejscowości oddalonej około 600 km od Tokio.
Obecnie pracuje w świątyni w Sanboin w Szczecinie oraz okresowo pomaga w świątyni swojego mistrza wyświęcenia w Tokio i cztery razy w roku odwiedza swojego nauczyciela medytacji na tygodniowych odosobnieniach, również zajmuje się administracją w Misji Buddyjskiej w Polsce.
Zapraszam do odsłuchania ;)

Modlitwa żaby cz2


BIJĄCY BRAWA ANIOŁ

Według starodawnej legendy, kiedy Bóg stwarzał świat, zwróciło się do niego czterech aniołów. Pierwszy powiedział: „Jak ty to robisz?" Drugi:, „Czemu to robisz?", trzeci: „Czy mogę w czymś pomóc?" Czwarty: „Ile to jest warte?"
Pierwszy był naukowcem; drugi filozofem; trzeci altruistą, a czwarty, pośrednikiem w handlu nieruchomościami.
Piąty anioł przyglądał się w zadziwieniu i bił brawo z bezmiernego zachwytu. Ten był mistykiem.

WYBRANY DO BICIA BRAWA I WZNOSZENIA OKRZYKÓW

Mały Johnny był przesłuchiwany do roli w szkolnej sztuce. Jego matka wiedziała, że bardzo się do tego zapalił, lecz obawiała się, że nie zostanie wybrany. W dniu, w którym role zostały rozdane, Johnny po powrocie ze szkoły rzucił się w ramiona matki, tryskając dumą i podnieceniem. „Mamo", wykrzyknął, „zgadnij, co się stało! Zostałem wybrany do bicia brawa i wznoszenia okrzyków".

Z dzienniczka ucznia: „Samuel bardzo ładnie uczestniczy w śpiewaniu grupowym poprzez pomocne słuchanie".

ZBIERAJĄC SKAŁY NA KSIĘŻYCU

Jeden z tych nielicznych ludzi, którzy spacerowali po księżycu, opowiada, jak musiał zdusić w sobie instynkty artystyczne, kiedy się tam znalazł.
Pamięta, jak spoglądał na Ziemię i był zachwycony tym widokiem. Przez chwilę stał jak wryty, myśląc: „Ależ to śliczne!"
Potem szybko otrząsnął się z tego nastroju i powiedział sobie: „Przestań tracić czas i idź zbierać skały".

Są dwa rodzaje wychowania:
to, które uczy, jak zarobić na życie
i to, które uczy, jak żyć.

-opowiadania z książki "Modliwa żaby" - De Mello A.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Śpiew Ptaka


JEDZ SAM OWOCE

Pewnego razu uczeń skarżył się mistrzowi:
- Opowiadasz nam różne historie, a nigdy nie odkryjesz ich znaczenia.
Mistrz odpowiedział:
- Czy byłbyś zadowolony, gdyby ci ktoś ofiarował owoc i pogryzł go przedtem ?
Nikt nie może odkryć za ciebie twojego znaczenia. Nawet mistrz.

ISTOTNA RÓŻNICA

Zapytano raz Uwaisa, wyznawcę sufi:
- Co takiego dała ci Łaska:
Odpowiedział:
- Kiedy budzę się rano, czuje się jak człowiek, który nie jest pewien, czy dożyje wieczora.
Ponownie go zapytano:
- Ale o czyż nie wiedza o tym wszyscy ?
Odpowiedział Uwais:
- Tak, oczywiście, ze wiedza, lecz nie wszyscy to czują.
Nikt się jeszcze nie upił intelektualnym rozumieniem słowa WINO.

ŚPIEW PTAKA

Uczniowie mieli wiele pytań na temat Boga,
Mistrz im powiedział: - Bóg jest Nieznany i Niepoznawalny. Każde twierdzenie o Nim, każda odpowiedź na wasze pytanie będzie zniekształceniem Prawdy.
Uczniowie byli zaskoczeni: - W takim razie, dlaczego mówisz o Nim?
- A dlaczego śpiewa ptak? - odpowiedział mistrz.
Ptak nie śpiewa dlatego, że ma do przekazania jakieś twierdzenie. Śpiewa, ponieważ ma śpiew. Słowa uczniów muszą być zrozumiałe. Słowa mistrza nie muszą takimi być. Muszą być jedynie słyszane, w taki sposób, w jaki słucha się wiatru w drzewach, szumu rzeki czy śpiewu ptaka. One rozbudzają w tym, kto słucha, coś co leży poza wszelkim rozumieniem.

-opowiadania z ksiażki "Śpiew ptaka" - Mello Anthony De

Możesz zmienić!

Możesz zmienić!

Był sobie kiedyś w Chinach, w prowincji Xian sklepikarz, bardzo biedny i
skromnie żyjący. Nie załamywał się jednak niepowodzeniami i zawsze starał się wszystko robić jak najlepiej. Miał sklep, który dzięki jego ciężkiej pracy, zaradności i uprzejmości zyskiwał coraz więcej klientów i coraz lepiej prosperował. Z czasem człowiek ten otworzył jeszcze kilka podobnych sklepów, zatrudnił ludzi do pracy i stał się zamożnym kupcem.
Rodzinie kupca żyło się coraz lepiej, gdyż ten coraz więcej zarabiał. Przeprowadził się do większego domu w lepszej dzielnicy, urządził wspaniale sypialnię, salon i gabinet; zatrudnił ogrodnika i służącą. Jedna sprawa pozostawała niezmienna - posiłki, na które nieodmiennie od wielu lat składała się miseczka ryżu i woda.
Jego żona, dokładnie pamiętając czasy nędzy, ubóstwa i głodu, przygotowywała zawsze taki sam posiłek, starając się oszczędzać na wszystkim. To nic, że kupiec wielokrotnie mówił jej, iż stać ich na warzywa i mięso, na owoce i
słodycze - gdy wracał do domu, żona podawała mu miseczkę ryżu. Nie pomagały
rozmowy, prośby, błagania. Zona kiwała głową, obiecywała, że jutro będzie
inaczej, a gdy kupiec wracał z pracy, na stole pojawiała się miseczka ryżu i woda.
W końcu zrezygnowany udał się do Mistrza z prośbą o pomoc i jakąś interwencję.
Mistrz wysłuchał kupca i zapytał, o której wraca jutro z pracy do domu.
- Jak zwykle o zmierzchu - odpowiedział kupiec
- Muszę o tym porozmawiać z tobą i twoją żoną w waszym domu. Proszę,
uprzedź ją, że będę jutro u was o zmierzchu, niech przygotuje jakiś posiłek. Ale,
proszę, nie mów, po co przychodzę - powiedział mistrz.
Kupiec, ucieszony, pobiegł do domu i od razu zapowiedział, że będą jutro
mieli wspaniałego gościa, który zostanie na wieczornym posiłku. Poprosił żonę,
aby przygotowała coś wyjątkowego.
Nazajutrz żona rozpoczęła intensywne przygotowania do podjęcia mistrza.
Długo zastanawiała się, co podać na kolację, i po wielu fantastycznych pomysłach,
po rozważeniu wszystkich za i przeciw wielu potraw doszła do wniosku, że zwykły ryż i woda będą właśnie tym, co mistrz doceni. W końcu w prostocie
leży tajemnica piękna.
W południe ktoś niespodziewanie zadzwonił do drzwi. Zupełnie jeszcze nieprzygotowana,
w domowym niestarannym stroju otworzyła drzwi. Za nimi stał
mistrz i się uśmiechał.
- Jestem umówiony z twoim mężem na rozmowę - zaczął.
- Tak... wiem - powiedziała zaskoczona żona - ale chyba trochę później ?
- Rzeczywiście, ale nie miałem co robić, więc pomyślałem, że poczekam
na niego - i uśmiechnął się serdecznie. - Chyba nie masz nic przeciwko temu?
- Nie, ależ skąd. Proszę do środka - otworzyła drzwi, starając się skryć
swoje zmieszanie. - Proszę, wejdź.
Mistrz wszedł i usiadł. Nic nie mówił. W pokoju zaległa cisza. Siedział spokojnie
i rozglądał się.
- Może herbaty? - spytała.
- Nie, dziękuję - z uśmiechem odpowiedział mistrz. I znowu cisza.
- Ładny dzień dzisiaj.
- Ładny - odparł...
- Wczoraj okropnie lało.
- Tak...
Rozmowa nie kleiła się. Kobieta chciała za wszelka cenę czymś zająć dostojnego
gościa, ale nie bardzo wiedziała, jak i czym. On sam nie przejawiał Ŝadnej
inicjatywy. Minuty na zegarze płynęły bardzo powoli. Do zmierzchu było jeszcze
kilka godzin.
- Mąż wróci dopiero o zmierzchu - zagadnęła.
- Tak, wiem... ale poczekam, nie spieszy mi się. - I znowu serdeczny
uśmiech
- To jeszcze parę godzin.
- Chyba ci nie przeszkadzam.
- Nie, skądże, tylko tak chciałabym mistrza czymś zająć.
- Nie ma takiej potrzeby, posiedzę cichutko i poczekam.
Mistrz siedział spokojnie, a kobiecie coraz bardziej tego spokoju brakowało.
- A może zagramy w jakąś grę - zaczęła znowu.
- Dobrze zagrajmy. A w jaką?
- Może w „papier, kamień i nożyczki”?
- A co to za gra? Nie znam jej.
- Nie zna mistrz takiej starej chińskiej gry towarzyskiej ?
- Nie, nie znam, ale chętnie się nauczę.
- Gra polega na tym - zaczęła kobieta - że na dany znak obie osoby jednocześnie
pokazują dłonie. Otwarta to papier, zamknięta w pięść to kamień, a rozstawione
palce wskazujący i środkowy to nożyczki.
- Interesujące, i co dalej - mistrz wydawał się być bardzo ożywiony.
- Papier owija kamień i wygrywa. Nożyczki tną papier i wygrywają, ale tępią
się na kamieniu i wtedy przegrywają. A gdy oboje pokażemy to samo, jest
remis. Czy reguły są jasne dla mistrza?
- Tak, jasne. Grajmy już - mistrz był podekscytowany.
- To na „trzy, cztery” pokazujemy. Uwaga! Trzy, cztery! - zaczęła kobieta.
Mistrz pokazał papier, kobieta kamień.
- Świetnie, mistrzu, wygrałeś. No to dalej. Trzy, cztery! Mistrz pokazał papier,
kobieta nożyczki.
- Teraz przegrałeś. Trzy, cztery! Mistrz pokazał papier, kobieta papier.
- Teraz jest remis... ale, mistrzu, cały czas pokazujesz papier. Możesz
i powinieneś coś zmienić.
- Aha, to mogę zmienić gest ręki? - dopytywał się mistrz.
- Tak, możesz zmienić. No, to jeszcze raz. Trzy, cztery! Mistrz pokazał papier,
kobieta nożyczki.
- Mistrzu, możesz zmienić - była lekko podenerwowana.
- Tak, wiem, mogę zmienić - przytaknął spokojnie mistrz.
- No, to jeszcze raz. Trzy, cztery! Mistrz pokazał papier, kobieta kamień...
Gra trwała. Mistrz konsekwentnie pokazywał papier, a kobieta była coraz
bardziej poirytowana, coraz natarczywiej zwracała mistrzowi uwagę. Po głowie
przebiegały jej różne myśli, dotyczące jego poziomu umysłowego. W końcu nie
wytrzymała i zaczęła głośno krzyczeć.
- Możesz zmienić! Możesz zmienić! Możesz zmienić!
A mistrz spokojnie odpowiadał:
- Tak, wiem, mogę zmienić - i pokazywał papier.
Aż nagle kobieta uspokoiła się, uśmiechnęła, skłoniła głowę i podziękowała
mistrzowi za naukę oraz wspaniałą lekcję.
Gdy kupiec wieczorem wrócił do domu, minął się w drzwiach z mistrzem,
który właśnie wychodził. Na stole był przygotowany posiłek: pierożki, ryż, owoce,
jarzyny, mięso, piwo i wino ryżowe.
Pamiętaj: Możesz zmienić!

-bajka z książki "Bajki chińskie dla dorosłych"-Królicki Zbigniew

środa, 25 kwietnia 2012

Stare drzewo

Stare drzewo

Dawno, dawno temu na północy Indii żyło w cieniu wielkiego drzewa banianowego troje
przyjaciół: przepiórka, małpa i słoń. Byli dobrymi kompanami, lecz niekiedy dochodziło między
nimi do kłótni. Zdecydowali tedy, że wszelki spory między nimi powinno rozstrzygać to z nich,
które jest najstarsze. W owych czasach bowiem ceniono doświadczenie nabywane z wiekiem
i uważano, że młodsi powinni starszych darzyć respektem. Zwierzęta nie znały jednak daty
swych urodzin. Przepiórka znalazła sposób, jak temu zaradzić. Zwróciła się do słonia:
— Powiedz przyjacielu, kiedy byłeś mały, jak wielkie było to drzewo banianowe, pod
którym teraz siedzimy?
Słoń zastanowił się chwilę i odparł:
— Kiedy byłem dzieckiem, to drzewo było już wielkie. Lubiłem ocierać się o jego
zmurszały pień. Lubiłem odpoczywać po obiedzie, kryjąc się w jego cieniu.
Teraz przepiórka zapytała małpy:
— A ty, przyjaciółko, jakim pamiętasz to drzewo z czasu twego dzieciństwa?
— Gdy byłam dzieckiem, to drzewo było tak wielkie jak teraz. Lubiłam z koleżankami
skakać po jego gałêziach, bawic się w berka. To były piękne czasy.
Teraz słoń i małpa zapytały przepiórkę.
— A ty jakim pamiętasz to drzewo?
Przepiórka uśmiechnęła się i zaczęła swoją opowieść.
— Gdy byłam dzieckiem, lubiłam biegać po lesie, który rośnie w pobliżu. Bardzo lubiłam owoce banianu. Objadałam się nimi do syta. Pamiętam kiedy raz, na tej polanie,
upuściłam jedno nasionko banianu i z niego właśnie wyrosło to wielkie drzewo, pod którym
teraz siedzimy.
Teraz już wszyscy przyjaciele wiedzieli, które z nich urodziło się najdawniej. Od tego
czasu wszystkie spory rozstrzygała przepiórka i jako najstarsza cieszyła się ogólnym poważaniem i respektem.
Tittira-d¿átaka
-bajka z książki "Bajki buddyjskie" - Janusz Krzyżowski

Okowy nie są konieczne

Okowy nie sa konieczne

Nauki Zen „Bezdomnego” Kodo
Kosho Uchiyama
Słowa dharmy Sawaki-roshiego spisane i opatrzone komentarzem przez jego ucznia
Uchiyame-roshiego
Tekst jest dostepny pod adresem mahajana.net

Sawaki-roshi: 

Ludzie nazywaja mnie „Bezdomnym” K¯od¯o, ale nie uwazam, zeby to
było obrazliwe. Nazywaja mnie tak, poniewaz nigdy nie miałem swiatyni ani domu. Kazdy
jest bezdomny. Jest błedem myslec, ze masz w tym swiecie jakis wyznaczony dom.

Uchiyama-roshi: 

Jako jego uczen nie zawsze dobrze sie czułem słyszac, ze Sawakiroshi
nazywany jest „Bezdomnym” K¯od¯o. Okreslenie to kojarzyło mi sie z bezdomnymi
psami i kotami. Ale teraz rozumiem, ze to przezwisko naprawde jest imieniem prawdziwej
osoby. W rzeczywistosci kazdy jest bezdomny.
Poniewaz mój nauczyciel był osoba bezdomna, uznałem, ze równiez ja sam powinienem
pozostawac w podobnym stanie. Jedynym sposobem, by sie utrzymac było stac sie
zebrakiem obszczekiwanym przez psy cały okragły dzien. Pamietam, jak pewnego razu,
jakis szpic szczekał i warczał wsciekle, jakby chciał rozedrzec mnie na strzepy. Wtem
obroza pekła, a on, zamiast rzucic sie na mnie, zaczał skomlec i łasic sie. Pies na łancuchu,
odstraszajacy szczekaniem i warczeniem, przestaje byc agresywny po uwolnieniu.
To zachowanie szpica było wówczas dla mnie zdumiewajace, poniewaz przypominało mi
zachowanie niektórych ludzi. Zachowuja sie groznie, kiedy sa spetani władza finansowa,
organizacyjna czy tytułami. Kiedy łancuchy zostaja usuniete, wycofuja sie, czujac swoja
małosc i bezsilnosc. Jakze sa absurdalni. Kazdy z nas jest istota zyjaca samotnie i z
godnoscia. Nie ma potrzeby, by istoty ludzkie zyły w okowach.

Sawaki-roshi: 

Religia, która nie ma zwiazku z podstawa istnienia jest całkowicie jałowa.
Praktyka buddyjska pokazuje droge do pełnego urzeczywistnienia zycia ludzkiego
tutaj i teraz. „Nawrócenie nie buddystów” oznacza stworzenie ludziom mozliwosci przekształcenia
ich przypadkowych, zwodniczych i niekompletnych sposobów bytowania.

Uchiyama-roshi:

 Od czasu, kiedy buddyzm został zaszczepiony w Japonii upłyneło
ponad 1400 lat. Osiagniecia buddyjskich kapłanów w tym kraju były godne podziwu. Ale
nigdy nie nauczali oni duchowej esencji buddyzmu. Praca kapłana jest nieporównywalna;
nikt inny nie potrafi zyc tak prózniaczym zyciem. Jesli uczynisz bład spiewajac sutry,
umarli sie nie skarza.
Sawaki-roshi powiedział, ze praktyka buddyjska ukazuje droge do ostatecznego celu
ludzkiego zycia. Takie było nauczanie za czasów Buddy, lecz pózniej za skarb zostały
uznane smiecie, a istotne nauki zostały zagubione.

Sawaki-roshi: 

Urodzic sie jako istota ludzka jest czyms wyjatkowym i powinno to
byc powodem naszej niezmiernej wdziecznosci. Ale samo zycie ludzkie jest bez wartosci,
jesli spedzisz je na przykład w szpitalu psychiatrycznym. Jest bezwartosciowe, jesli martwisz
sie, ze nie posiadasz pieniedzy. Jest bezwartosciowe, jesli staniesz sie neurotykiem,
nie mogac zajac prestizowego stanowiska. Jest bezwartosciowe, jesli wpadłes w rozpacz,
poniewaz straciłes swoja dziewczyne.

nauczanie Won Hyo

DSSN Seung Sahn
Oto coś dla Ciebie. Nazywa się „Umysł początkującego”. Zostało to napisane przez mistrza zen Won Hyo za czasów dynastii Shilla. Won Hyo był jednym z największych mnichów w buddyzmie koreańskim. Czytałem go każdego dnia, gdy przygotowywałem się, aby zostać mnichem, a nawet później, gdy już byłem mnichem, zawsze go czytałem. To bardzo ważne nauczanie. Pomogło wielu, wielu ludziom. Może i Tobie pomoże.
Wszyscy Buddowie mieszkają w Pałacu Wygaśnięcia gdyż odcięli pożądanie i poddali się trudnej praktyce. Czujące istoty w niezliczonych światach podlegają nieustannemu krążeniu powtórnych narodzin w „płonącym domu”, ponieważ nie odcięły pożądania i pragnienia. Choć wielu ceni trzy skalania: gniew, pożądanie i ignorancję, jakby były rodzinnymi klejnotów, jednak nieliczni spośród ludzi osiągają niestrzeżone niebo. Nie ma pokusy, a mimo to wielu ludzi samych z siebie schodzi na zła drogę, ponieważ ich zwiedzione umysły uznają cztery elementy (powietrze, ogień, wodę i ziemię) i pięć pożądań (jedzenia, snu, seksu, bogactwa i sławy) za skarby.
Któż, jako istota ludzka, nie chciałby wycofać się w góry i praktykować zgodnie ze swoją ścieżką? Lecz, związani węzłami miłości i pożądania, iluż jest w stanie to zrobić?
Mimo, że nie jesteś w stanie pójść w góry lub do lasu, aby trenować umysł, nie zaniedbuj dobrych działań zgodnie z własnymi zdolnościami. Jeżeli odetniesz swoje osobiste zadowolenie, będziesz poważany i szanowany jako święty człowiek; jeżeli będziesz w stanie wykonywać trudne działania, będziesz czczony jak sam Budda. Pożądając rzeczy jesteś członkiem rodziny demonów; robiąc ofiarę z miłosierdziem, jesteś dzieckiem króla Dharmy.
Wysokie szczyty i wyniosłe szczeliny skalne są mieszkaniem mądrej osoby. Zielone drzewa sosnowe i głębokie doliny są miejscem dla tych, którzy praktykują buddyzm. Gdy jesteś głodny, jedz dzikie owoce, aby zaspokoić swój głód. Gdy jesteś spragniony, pij z płynącego strumienia, aby ugasić swoje pragnienie. Jakimikolwiek byś nie odżywiał swego ciała przysmakami, ono i tak zginie. Jakimikolwiek miękkimi ubraniami byś go nie chronił, Twoje życie i tak się skończy. Niech jaskinia odbijająca głos echem stanie się Twoją salą do wyśpiewania imienia Buddy. Niech smutny krzyk latających kaczek będzie przyjacielem twego serca. Nawet jeśli Twoje kolana są zlodowaciałe, kiedy robisz pokłony, nie myśl o ogniu. Nawet, jeśli Twoje jelita skręcają się z głodu, nie myśl o szukaniu pożywienia.
Sto lat szybko przeminie, jak możesz pozwalać sobie na nie uczenie się? Jak myślisz, jak długie jest życie, skoro marnujesz czas bez praktyki?
Bycie oddzielonym od miłości jest byciem wędrownym mnichem. Niepożądanie doczesnych rzeczy jest pozostawieniem życia domowego. Jeżeli ten, kto praktykuje zakłada piękne ubrania, to jest jak pies przyodziany w skórę słonia. Uczeń, który chce miłości jest jak jeżozwierz, który wczołgał się do szczurzej nory; łatwo wszedł, ale nie może się wydostać, bez względu na to jak bardzo się stara.
Jeżeli posiadasz talent i mądrość, a mieszkasz w domu w mieście, wtedy wszyscy Buddowie smucą się z Twojego powodu. Lecz jeżeli żyjesz w górskiej świątyni, to nawet nie mając osiągnięć, wszyscy święci są zachwyceni. Nawet jeżeli masz talent i wiedzę, a nie utrzymujesz wskazań, to tak, jakby Ci pokazano drogę do skarbu, a ty tam nie idziesz. Jeżeli jesteś pilny w praktyce, a nie masz mądrości, to tak, jakbyś próbował iść na wschód zwracając się ku zachodowi. Działanie mądrej osoby jest jak gotowanie ryżu, z którego odsiano piasek. Działanie tego, kto nie ma mądrości, jest jak gotowanie ryżu razem z piaskiem. Wszyscy ludzie wiedzą jak zaspokoić swój głód jedzeniem, lecz niewielu wie tyle, by nauczyć się Dharmy jako lekarstwa na ich ignorancje.
Mądrość i praktyka są jak dwa koła jednego powozu. Przynoszenie pożytku innym, jak również przynoszenie pożytku sobie to jak dwa skrzydła ptaka. Otrzymując pożywienie jako ofiarę i recytując modlitwy do Buddy za ofiarodawcę: czyż nie jesteś zawstydzony, iż nie rozumiesz znaczenia tych modlitw? Otrzymując jedzenie jako ofiarę i recytując imię Buddy za ofiarodawcę, czyż nie jesteś zawstydzony przed mądrym i świętym, że nie rozumiesz znaczenia tej recytacji?
Właśnie tak jak ludzie są napełnieni obrzydzeniem przez robaki, które nie mogą odróżnić schludności od brudu, tak świętych i mądrych napawa wstrętem mnich nowicjuszem, który nie rozróżnia czystości od nieczystości.
Wskazania są drabiną, która pozwala wspiąć Ci się do nieba; pozostawiając za sobą hałas tego świata. Próba modlenia się za innych, gdy łamiesz wskazania jest jak bycie ptakiem z połamanymi skrzydłami usiłującym latać z żółwiem na plecach. Jeżeli nie jesteś wolny od własnych grzechów, to nie możesz odkupić z grzechów innych. Nie utrzymując wskazań, jak możesz otrzymywać ofiarę od innych?
Nie jest warte zachodu podtrzymywanie pustego ciała pozbawionego rzeczywistej praktyki. Jakkolwiek byś tego nie pragnął, to nietrwałe, przemijające życie nie może być utrzymane na zawsze. Jeżeli chcesz osiągnąć wielką prawość, musisz umieć wytrzymać wielkie cierpienie. Jeżeli chcesz siedzieć na miejscu lwa, musisz na zawsze porzucić pożądanie i przyjemność. Gdy umysł kogoś, kto praktykuje jest czysty, to pochwala go całe niebo; lecz gdy staje się on uwikłany w seks, cała jego zbawienna boskość opuszcza go.
Cztery elementy wkrótce rozproszą się, nie mogą być długo utrzymane. Gdy nadciąga wieczór, żałujesz, że nie praktykowałeś wcześnie rano. Doczesne przyjemności, którymi teraz się cieszysz, staną się cierpieniem w przyszłości. Dlaczego więc jesteś przywiązany do tych przyjemności? Jeden moment wytrwałości staje się trwałą przyjemnością. Dlaczego więc nie praktykujesz?
Jeżeli człowiek Drogi ma pożądania; to jest hańbą dla tych, którzy za nim podążają. Jeżeli człowiek, który zostawił życie domowe zdobywa bogactwa, to prawi ludzie śmieje się z niego.
Słowom przestrogi nie ma końca, a mimo to pragnienia nie gasną. Mówiąc „Następnym razem, następnym razem” nie spowodujesz odcięcia przywiązań. Niekończące są rzeczy, które wciąż nas zajmują, dlaczego więc po prostu nie porzucić wszystkich tych ziemskich spraw? Plany również nie mają kresu, dlaczego więc nie odciąć myślącego umysłu?
Dzisiaj nigdy nie przestaje przychodzić, lecz w każdym „dzisiaj” tworzone jest więcej karmy. Jutro również niezawodnie przychodzi, lecz niewiele z nich jest przeznaczonych dla dobrego działania. Ten rok nigdy nie zapomni przyjść, ale skalania są nieskończone. Zawsze przychodzi też następny rok, a ty ciągle nie szukasz Bodhi.
Chwila następuje po chwili, i tak wkrótce mijają dzień i noc. Jeden dzień przychodzi po drugim: miesiąc umyka. Miesiąc płynie za miesiącem i już mamy nowy rok. Szybko mijają lata, aż znajdziesz śmierć u progu. Zepsuty pojazd nie może jechać; stary człowiek nie może praktykować.
Gdy leżysz, jesteś bezczynny, gdy siedzisz, masz pomieszany umysł. Jak wiele wcieleń zmarnujesz bez praktyki, trwoniąc noce i dni? Spędzasz swoje życie bez praktyki, lecz czy będziesz w stanie zatrzymać w tym pustym ciele życie? To ciało nieuchronnie zbliża się do swojego końca. Jakie będzie następne ciało? Czyż nie jest to sprawa niecierpiącą zwłoki? Czyż nie jest to sprawą najwyższej wagi dla Twojego umysłu?

Dekalog zen


DEKALOG ZEN

WEDŁUG THICH NHAT HANH'A I JACKA SANTORSKIEGO

  1. Nie przywiązuj się bałwochwalczo do żadnej doktryny, teorii, czy ideologii. Wszystkie systemy teoretyczne są jedynie drogowskazami; żaden nie objawia prawdy absolutnej. Unikaj ciasnego myślenia. Ucz się nie przywiązywać do aktualnie obowiązujących poglądów, abyś mógł zachować otwartość wobec cudzego punktu widzenia. Prawda tkwi w życiu, nie w doktrynach. Bądź gotów uczyć się przez całe życie, stale obserwując rzeczywistość w sobie i otaczającym cię świecie.
  2. Nie zmuszaj nikogo - także dzieci - do wyznawania twoich poglądów. Nie posługuj się w tym celu groźbą, pieniędzmi, propagandą ani wychowawczym autorytetem. Poprzez współczujący dialog pomagaj innym odrzucać fanatyzm i ciasnotę poglądów.
  3. Nie unikaj kontaktu z cierpieniem. Niech nie opuszcza cię świadomość, jak wiele cierpienia istnieje na świecie. Staraj się docierać do cierpiących na wszelkie możliwe sposoby: poprzez kontakty osobiste, odwiedziny, działania na rzecz innych. Nie trzeba daleko szukać...
  4. Nie gromadź bogactw ponad miarę, gdy miliony głodują. Nie rób ze sławy, zysku, zamożności, czy przyjemności zmysłowych głównego celu twojego życia. Żyj prosto, dzieląc czas, energię i dobra materialne z tymi, którzy są w potrzebie.
  5. Nie podsycaj gniewu i nienawiści. Naucz się wykrywać i transformować złe uczucia, póki są tylko ziarnem w twojej świadomości, zanim wykiełkują. Gdy czujesz pierwsze oznaki nienawiści lub złości - skupiaj uwagę na oddechu, aby postrzec i pojąć naturę tych uczuć oraz uwarunkowania osób, które je wywołały.
  6. Nie rozpraszaj się. Obserwuj uważnie swoje oddychanie, aby stale powracać do tego, co się dzieje w chwili obecnej. Bądź w kontakcie ze wszystkim, co jest cudowne, odradzające i uzdrawiające w tobie samym i wokół ciebie. Zasiewaj w sobie ziarno radości, pokoju i zrozumienia, które sprzyja zachodzącym w głębi twojej świadomości procesom transformacji.
  7. Nie mów rzeczy niezgodnych z prawdą - ani dla osobistej korzyści, ani po to, żeby wywrzeć wrażenie na słuchaczach. Nie wypowiadaj słów, które wywołują konflikty i nienawiść. Nie rozpowszechniaj niesprawdzonych wiadomości. Zawsze wypowiadaj się uczciwie i konstruktywnie. Miej odwagę zabrać głos, gdy dostrzegasz niesprawiedliwość, nawet wtedy, gdy może się to dla ciebie okazać niebezpieczne.
  8. Nie wykonuj takiego zawodu, którego efekty są szkodliwe dla ludzkości bądź przyrody. Nie inwestuj w towarzystwa i spółki pozbawiające innych szansy na życie. Wybierz sobie zajęcie, które pomoże ci wyrazić twą troskę o innych.
  9. Nie przywłaszczaj sobie rzeczy, które powinny należeć do kogoś innego. Szanuj cudzą własność, jednak nie dopuszczaj, by inni ludzie bogacili się na ludzkim cierpieniu, czy cierpieniu jakichkolwiek istot.
  10. Szanuj własne ciało i obchodź się z nim jak najlepiej. Gromadź energie życiowe dla realizacji swoich ideałów. Nie podejmuj życia płciowego bez miłości i płynących z niej zobowiązań. Wkraczając w związki seksualne bądź świadom przyszłych cierpień, jakie możesz spowodować. Bądź w pełni świadom odpowiedzialności związanej z powołaniem nowego istnienia. Medytuj nad kształtem świata, do którego powołujesz nowe życie.

Wątpliwość

(...) W pewnym klasztorze żył bardzo mocny, młody mnich. Bardzo gorliwie praktykował zen. Któregoś razu siedząc w bibliotece gdy studiował sutrę weszła piękna kobieta. Kiedy wyszła czytał sutrę ale cały czas widział jej twarz. Cokolwiek robił później nadal widział jej twarz. Nie znikało stałe uczucie. Później dowiedział się, że właśnie ta kobieta w tej świątyni za kilka dni ma wziąć ślub z mężczyzną z rodziny królewskiej. Któregoś dnia gdy znów siedział w bibliotece ta kobieta znowu weszła. Wtedy podeszła do niego i powiedziała: "Przepraszam Sunim ale czy mogę chwilę z Tobą porozmawiać?", "Tak, proszę?" Odparł. "Wiesz, parę dni temu byłam tutaj. Kiedy weszłam zobaczyłam Ciebie. Nie mogę o Tobie zapomnieć. Poprostu Cię kocham." "Taaak... wiesz ja też Ciebie kocham!" Ale co mieli zrobić w tym momencie? A więc postanowili, że po prostu ucieknom. Wieczorem spotkali się u bram świątyni. On już się przebrał w świeckie szaty. Uciekli w miarę daleko tak aby nikt nie mógł ich odnaleźć. Kupili trochę ziemi i tam  Po jakimś czasie pojawiło się dziecko ale dowiedzieli się, że ktoś ich szuka. Sprzedali tą ziemię i udali się w jeszcze bardziej odległy region gdzie ziemia do uprawy była już bardzo, bardzo trudna ale nadal byli ze sobą szczęśliwi. Kochali się co dla nich było najważniejsze. I pojawiło się drugie dziecko. Ale znowu dowiedzieli się, że ktoś nadal ich szuka, dwóch osób z dziećmi. Stwierdzili, że jeśli całe życie będą uciekać razem nie uda im się to i w końcu ich odnajdą. Postanowili się rozdzielić. Jedno weźmie jedno dziecko, drugie weźmie drugie dziecko. I tak zrobili. I kiedy ten eksmnich uciekał z tym dzieckiem, pieniądze się kończyły. W którym momencie kiedy nastał wieczór, pogoda była burzliwa. Schronił się z tym dzieckiem pod drzewem. Nie miał nic co mógłby dać mu do jedzenia. Tylko go poprostu przytulił, ogrzał własnym ciepłem. Myślał. Nie wiedział co się dzieje z jego żoną i drugim dzieckiem. Jego cierpienie rosło, rosło, rosło. Zamknął oczy i zaczął płakać. W tym momencie trach! Uderzenie piorunu. Kiedy Sunim ocknął się zobaczył, że nie ma dziecka, nie jest w lesie tylko w bibliotece. Wszystko to poprostu było snem. W tym momencie nie miał już żadnych wątpliwości na temat tej kobiety.

Uczeń: Czy to znaczy, że trzeba być mnichem i nie zakładać rodziny?
SSN: Nie, lepiej nie mieć wątpliwości. Jeśli już mamy wątpliowść niech to będzie wielka wątpliwość. Wielka wątpliwość to kompletne zwątpienie w to co uważamy, że doprowadzi nas do szczęścia, że warto jest tego kurczowo trzymać, że jest trwałe. Ponieważ nauka mówi, że pierwotnie wszystko jest puste. Taką właśnie wątpliwość przeżył również Budda. Wtedy usiadł pod drzewem Bodhi, siedział przez kilka dni. W którymś momencie zobaczył gwiazdę. Gdy ją ujrzał wszystkie wątpliwości znikły. "Ahh! To właśnie to!" Mam nadzieję, że jeśli ktoś z nas ma wątpliwość czy praktykować. Stanie się to jego wielką wątpliwością po to tylko aby któregoś dnia wszystkie wątpliwości zniknęły. Dziękuję.

-Mowy Dharmy Falenica 18.09.2007.-fragment mowy wprowadzajacej Piotr Bies

Modliwa żaby - De Mello A.


„ONA UWAŻA, ŻE JESTEM PRAWDZIWY!"

Rodzina przyszła na kolację do restauracji. Kelnerka przyjęła zamówienie od dorosłych, a potem zwróciła się do siedmiolatka.
„A ty, co zjesz?" zapytała.
Chłopiec popatrzył lękliwie dookoła stołu i powiedział: „Chciałbym hot-doga".
Zanim kelnerka zdążyła zanotować zamówienie, włączyła się matka. „Żadnych hot dogów", powiedziała. „Proszę mu przynieść stek z ziemniakami i marchewką".
Kelnerka ją zignorowała. „Chcesz ketchup czy musztardę do hot doga?" zapytała chłopca.
„Ketchup".
„Zaraz podam”, powiedziała kelnerka ruszając w stronę kuchni.

Po jej wyjściu zapadła pełna zdumienia cisza. W końcu chłopiec spojrzał na wszystkich obecnych i powiedział: „Wiecie, co? Ona uważa, że jestem prawdziwy!"

„Jak się mają twoje dzieci?"
„A dziękuję, obydwoje czują się świetnie".
,”W jakim są wieku?"
„Lekarz ma trzy lata, a prawnik pięć".
 

ZNERWICOWANE DZIECKO

Mała Mary była na plaży ze swą matką.
„Mamusiu, mogę pobawić się w piasku?"
„Nie kochanie. Tylko sobie pobrudzisz swoje czyste ubranie".
„Mogę pobrodzić w wodzie?"
„Nie". Zamoczysz się i zaziębisz".
,Mogę się pobawić z innymi dziećmi?"
„Nie. Zgubisz się w tłumie".
„Mamusiu, kup mi loda".
„Nie. Szkodzą ci na gardło".
Mała Mary zaczęła płakać.
Matka odwróciła się do kobiety, która stała w pobliżu i powiedziała: „Na miłość boską! Czy widziała pani, kiedy takie znerwicowane dziecko?".
 

TRAN DLA PSA

 Pewien człowiek zaczął dawać swemu dobermanowi duże dawki tranu, ponieważ powiedziano mu, że jest on dobry dla psów. Codziennie trzymał głowę protestującego psa między kolanami, otwierał mu na siłę szczęki i wlewał płyn do gardła.
Pewnego dnia pies wyrwał się i rozlał tran na podłogę. Potem, ku wielkiemu zaskoczeniu mężczyzny, powrócił, żeby wylizać łyżkę. Wtedy to człowiek odkrył, że pies nie protestował przeciwko tranowi, lecz metodzie jego aplikowania.
-Opowiadania pochodzą z książki "Modlitwa żaby" - De Mello A.

Współistnienie / Proszę wymów każde z moich imion

Współistnienie  

Thich Nhat Hanh

Każdy, kto ma duszę poety, z łatwością dostrzeże w tej kartce papieru unoszącą się chmurę. Bez chmury nie ma deszczu, bez deszczu nie rosną drzewa, bez drzewa nie ma papieru. Chmura jest nieodzowna dla zaistnienia papieru. Bez chmury nie ma papieru, więc skoro jest tutaj ta kartka - jest także i chmura. Chmura i papier, można powiedzieć, współistnieją.
Nadal uważnie wpatrując się w kartkę papieru, możemy dostrzec światło słoneczne. Las nie urośnie bez słońca. Nic nie jest w stanie rosnąć bez słońca, więc słońce musi być w tej kartce papieru. Papier i światło słoneczne współistnieją. Jeśli będziemy wpatrywać się dalej, dostrzeżemy drwala, który ściął drzewo i zawiózł je do papierni. Dostrzeżemy również pszenicę, ponieważ drwal nie może pracować bez codziennej porcji chleba, więc pszenica, która stała się jego chlebem, również jest obecna w tej kartce papieru. Są tu również obecni ojciec i matka drwala. Patrząc w ten sposób, widzimy, że bez tego wszystkiego nasz papier nie mógłby istnieć. Kiedy spojrzymy jeszcze głębiej, zauważymy samych siebie. Nie jest to trudne. Kiedy patrzymy na kartkę, wtedy staje się ona częścią naszej percepcji. Jest w niej mój umysł i są wasze umysły. Można powiedzieć, że w tej kartce zawiera się wszystko. Nie potrafimy wskazać ani jednej rzeczy, której by w niej nie było. Są w niej czas i przestrzeń, ziemia, deszcz i minerały, słońce, chmury, rzeki i ciepło. Nie ma rzeczy, która by nie współistniała z naszą kartką papieru.
Istnieć znaczy współistnieć. Nie możemy po prostu istnieć. Musimy współistnieć ze wszystkimi. Ta kartka papieru istnieje, ponieważ wszystko inne istnieje.
Spróbujmy teraz jeden z trzech elementów zawrócić do jego źródła, na przykład światło słonecznie zawrócić do Słońca. Czy możliwe będzie istnienie tej kartki papieru? Nie, nic nie może istnieć bez Słońca. Jeśli zawrócimy drwala do matki, również nie będziemy mieli papieru. Ten papier jest w całości złożony z niepapierowych elementów. Jeśli niepapierowe elementy zawrócimy do ich źródeł, nie będziemy mieli papieru. Ta cieniutka karteczka zawiera w sobie cały wszechświat.

Proszę wymów każde z moich imion 

Thich Nhat Hanh

Nie mów, że Cię opuszczam
ja przecież nadal przybywam.
Spójrz uważnie: przybywam w każdej sekundzie,
żeby zostać wiosennym pączkiem na drzewie,
maleńkim ptaszkiem o słabych skrzydełkach,
który w gnieździe uczy się śpiewać,
gąsienicą ukrytą w kwiecie,
klejnotem ukrytym w kamieniu.
Wciąż przybywam by śmiać się i płakać,
żywić nadzieję i lęk.
Rytm mojego serca odmierza narodziny i śmierć
wszelkiego istnienia.
Jestem ważką, która wylęga się z poczwarki,
i ptakiem, który przylatuje nad rzekę,
w samą porę, by zjeść ważkę.
Jestem żabką radośnie pływającą w stawie
i zaskrońcem, który cicho pełznie w trawie,
żeby pożywić się żabką - nagle zerwał się wiatr.
Jestem dzieckiem Ugandy wychudzonym do kości.
Moje nóżki są cienkie, jak pręty bambusa.
Jestem handlarzem bronią.
Sprzedaję Ugandzie śmiercionośny oręż.
Jestem dwunastoletnią dziewczynką uciekająca na łodzi
zgwałconą przez pirata.
Rzucam się w fale oceanu.
I jestem piratem, a moje serce niezdolne jest kochać,
ani rozumieć.
Jestem członkiem politbiura
w moich dłoniach spoczywa władza
i jestem człowiekiem,
który spłaca ludowi dług krwi
umierając powoli w obozie przymusowej pracy.
Moja radość jest jak wiosna,
pod jej tchnieniem kwitną kwiaty.
Mój smutek jest jak rzeka łez,
zdolna wypełnić sobą cztery oceany.
Proszę, wymień wszystkie moje prawdziwe imiona,
abym mógł naraz usłyszeć cały mój płacz i śmiech,
zobaczyć, że mój smutek i radość są jednym.
Proszę, wymień każde z moich imion
bym się przebudził,
i by otwarły się wrota mojego serca-
bramy współczucia.

Co jest, jest naprawdę wystarczające

MISTRZYNI ZEN BON SHIM (ALEKSANDRA PORTER JDPSN)
Fragment Mowy Dharmy wygłoszonej 20 sierpnia 2008 podczas Letniego Kyol-Che w Warszawskim Centrum Zen.
Był kiedyś chory człowiek i szukał pomocy u wielu lekarzy, lecz oni tylko rozkładali ręce. Nie byli w stanie mu pomóc. W końcu natrafił na taką osobę, którą zwykle nazywamy starym mądrym człowiekiem. Jednocześnie ten człowiek był zielarzem. Powiedział „Mogę ci pomóc. Niedaleko stąd w lesie w górach rośnie lecznicza roślina i jeśli tylko będziesz zgodnie z instrukcjami szukał – cierpliwie i ostrożnie, na pewno znajdziesz tę roślinę i będziesz mógł się wyleczyć”.
Więc ten człowiek bardzo szczęśliwy od razu następnego dnia wyruszył do lasu na poszukiwania rośliny. Rzeczywiście z początku bardzo uważnie zgodnie z instrukcją, cierpliwie, ostrożnie poruszał się po lesie, był bardzo czujny.
Ale mijał czas i powoli, powoli rozglądał się dookoła i zauważał wiele ciekawych krzewów, ciekawą roślinność, dużo pięknych okazów głazów, kamieni i tak dalej i powoli, powoli zapomniał o instrukcji, powoli, powoli zapomniał po co w ogóle znalazł się w tym lesie.
Podobnie sytuacja wygląda z praktykującymi. To wielkie pytanie słabnie po drodze. To co nazywamy umysłem początkującego zamienia się w umysł eksperta i praktyka zatrzymuje się w czymś w rodzaju martwego punktu.
Ciekawą rzecz powiedział mi instruktor jazdy, kiedy kończyłam kurs. Kiedy kończyłam i dziękowałam mu za naukę, powiedziałam, ze mam nadzieję, ze nie przyniosę mu wstydu i nie spowoduję szybko wypadku. On powiedział: „Nie, nie, nie! Nie ma obawy. Są prowadzone od wielu lat badania i statystycznie wypadki spowodowane przez początkujących zdarzają się bardzo rzadko”. Większość wypadków zdarza się osobom, które jeżdżą od kilku do kilkunastu lat, ponieważ tracą uważność, czujność i mają poczucie, że znają się na rzeczy. Ale trzeba uważać.
Jest taki kongan, kiedy jeden Mistrz przychodzi do drugiego Mistrza i pyta: „W konganie MU jest dziesięć chorób. Jak możesz nie zachorować?”. Wtedy drugi Mistrz powiedział: „Ja tylko spaceruję na ostrzu miecza”. Tego rodzaju ostrożność! Jeśli spacerujesz na ostrzu miecza musisz bardzo uważać. Jeśli nie uważasz możesz się zranić. I tak się składa, że im więcej praktykujesz, tym bardziej musisz uważać.
Jest jeszcze takie jedno nauczanie, które nie bardzo się rozwija w tej szkole. Może uda mi się je trochę rozwinąć. Dae Soen Sa Nim bardzo często mówił „Porzuć to wszystko”. W podobny sposób nauczał wielki Dogen Zenji. Dogen nauczał „Puść swoje ciało i umysł”, co nie oznacza odrzucenia czegokolwiek.
Nie oznacza odrzucenia ciała i umysłu, wręcz przeciwnie. To znaczy „Doświadczaj swojego umysłu, doświadczaj swojego ciała. Doświadczaj tego, co akurat w tym momencie się dzieje z twoim ciałem i z twoim umysłem”. ...
Potem Dogen kontynuuje i mówi „Osadź swoje życie w mieszkaniu Buddy”, czyli mieszkanie Buddy to też nie jest jakaś tam Nirvana, której być może kiedyś doświadczymy jak będziemy mocno praktykować. Mieszkanie Buddy to tylko ten moment. Kiedy ktoś może powiedzieć „Tylko ten moment. Tylko to”, możesz podejść do tego na dwa sposoby. Możesz podejść do tego „Tylko to? O to chodzi w praktyce?”.
Można podejść do tego trochę inaczej. Też jest krótka historia kongan o tym. Człowiek ucieka przed tygrysem. Tygrys go goni i w pewnym momencie wpada w przepaść. Wtedy w ostatniej chwili łapie się pnącza zwisającego w stronę przełęczy. I zwisając na tym pnączu, patrzy w górę, a nad nim stoi tygrys, zawiedziony, że nie dopadł człowieka, więc czeka na dobry moment. Patrzy w dół, a tam czeka następny tygrys już z otwartą paszczą.
To jest ten moment spotkania życia i śmierci. W tym momencie nie ma wyjścia. Jest tylko nie wiem. I ten człowiek nagle widzi czerwoną dojrzałą piękną truskawkę. Sięga z tym umysłem nie wiem po truskawkę – i Nirwana!
Czyli można do tego momentu podejść „tylko to?” albo możesz go doświadczyć w pełni, kompletnie. To jest możliwe tylko wtedy, gdy doświadczysz tego, co jest, nie swoich wyobrażeń. To jest bardzo pomocne, bardzo przydatne w życiu. Jeśli rzeczywiście doświadczasz w ten sposób życia, nie tracisz całej energii na kreowanie czegokolwiek, kreowanie siebie itd. I wtedy możesz dokładnie zobaczyć sytuację taka, jaka ona jest i reagować na nią.
Teraz jedyne co trzeba odrzucić to są schematy takie jak: „Po kilku tygodniach Kyol Che powinienem mieć mniej myślenia” (śmiech) albo „Po tylu latach praktyki powinienem mieć lepsze życie”. Znamy to bardzo dobrze. Tego typu stereotypy możecie spokojnie wyrzucić. Jeśli to odrzucicie, nie pójdziecie za tym, wtedy też możliwe jest doświadczać tego, co jest w pełni. Wtedy nie traci się energii na walkę. Na walkę ponieważ nie zgadzasz się z tym doświadczeniem, nie chcesz tego doświadczenia. Chcesz innego doświadczenia, „bo powinno być inne”.
Dogen powiedział, że dopiero w chwili śmierci jest taki moment kompletnego poddania się, dopiero wtedy rozumiesz, że nie masz wyjścia. Nie ma po co walczyć. To jest bardzo ważne doświadczenie – nie ma wyjścia. Doświadczenie Kyol Che – nie ma wyjścia. W życiu jest dokładnie tak samo. Ale jest truskawka. (śmiech) Zawsze jest truskawka! Jeśli otworzysz się na takie doświadczenia, możesz doświadczyć tej Nirwany. ... W pewnym momencie jest takie doświadczenie: to, co jest, jest naprawdę wystarczające.
Artykuł z: http://www.kwanumeurope.org

wtorek, 24 kwietnia 2012

Dobrzy Aktorzy

MISTRZYNI ZEN BON SHIM (ALEKSANDRA PORTER JDPSN)
Mowa Dharmy w Ołomuńcu, Republika Czeska
Oto pytanie dla wszystkich: Jak możecie wydostać się z samsary, jak możecie wydostać się z cierpienia? Wszyscy jesteśmy naprawdę szczęśliwi ponieważ mamy dobrą sytuację do praktyki. Możemy sobie nawzajem pomagać i wspierać się, przychodzimy tu dobrowolnie i nic nas nie powstrzymuje od praktykowania poza naszym umysłem „ja, mnie moje”. Jednakże wiele razy kiedy chcecie udać się na odosobnienie lub robić pokłony, bądź posiedzieć, z tyłu głowy pojawia się cichutki głosik: „tylko minutę... zrobię to później... wpierw musze pozmywać naczynia... zadzwonić do kogoś... albo zrobić to czy tamto”. Więc w pewnym sensie ta sytuacja jest dobrą sytuacją, ponieważ zła sytuacja jest dobrą sytuacją, dobra sytuacja jest złą sytuacją. Ważną rzeczą tutaj jest to, że chcecie praktykować.
Czym jest praktyka? Czasem myślimy: „Och, zrobię tysiąc pokłonów, dziesięć godzin medytacji siedzącej i wtedy coś otrzymam”. To nie tak. Jeśli wasz kierunek nie jest jasny, możecie zrobić milion pokłonów i medytować cały dzień i noc, lecz nic się nie zdarzy... być może bardzo rozbolą was nogi i po chwili poddacie się. „Bolą mnie nogi, boli mnie ciało i niczego nie osiągnąłem!” A zatem jeśli macie jasny kierunek wówczas wasza praktyka będzie trwać bez przerwy, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Lecz dla wielu ludzi pytaniem jest: czego chcę? Dlaczego praktykuję? Aby co osiągnąć?
Wielokrotnie chcemy coś otrzymać poprzez praktykę, ale oświecenie oznacza stracić wszystko – nie coś otrzymać. Niczego nie otrzymujecie, wszystko tracicie. Musicie być na to przygotowani. Musicie być gotowi aby naprawdę wszystko stracić, stracić wszystkie złudzenia wobec siebie. Nie jest to łatwe. Nie lubimy tego. Chcemy zatrzymać chociaż małe złudzenie, mieć chociaż cokolwiek, jakąś maleńką rzecz, której można się przytrzymać by poczuć się bezpiecznie.
Znam wielu uczniów, którzy mają doskonałe sytuacje. Mogą praktykować tak wiele, jak zechcą. Nie tak dawno temu zorganizowaliśmy spotkanie nauczycieli Dharmy w Warszawie. Nauczyciel Dharmy to ktoś, kto praktykował przez wiele lat. To dobry sprawdzian, gdyż na początku macie inspirację i motywację, chcecie coś osiągnąć, i o kilku latach praktyki możecie zostać nauczycielem Dharmy. A więc macie już jakiś status; dostaliście długą szatę i usłyszeliście wiele mów Dharmy. Znacie nauczanie bardzo dobrze – „Tylko idź prosto! Rób to na sto procent!” Jest to bardzo niebezpieczny czas, ponieważ myślicie: „Och, żaden problem. Zen jest bardzo łatwy. Już coś osiągnąłem.” Myślimy, że nie ma już dużo więcej do osiągnięcia. „Może, jeśli stanę się naprawdę zdesperowany, mogę zostać Ji Do Poep Sa”. Ale to wiele pracy, więc większość ludzi myśli: „Może później. Najpierw muszę zatroszczyć się o swoje życie, mieć dzieci, zbudować dom, kupić samochód, i wtedy pomyślę o tym”.
Ale wróćmy do spotkania, gdzie odkryłam, że ludzie mają skłonność do lenistwa. Wierzą w praktykę, mają motywację, by stać się Buddą i osiągnąć oświecenie. Świetny pomysł! Każdy tego chce, ale to, czego naprawdę potrzebujecie to dyscyplina, a dyscyplina jest czymś, co wielu starszych uczniów traci. Dyscyplina oznacza wstawanie każdego ranka bez względu na waszą sytuację, bez względu na wasz stan – po prostu wstajecie. Jest tak, ponieważ wasza sytuacja, stan i pytanie przychodzą i odchodzą, wciąż się zmieniając. Czasem wasze życie jest łatwe – żadnych problemów. Wpadacie w ten leniwy stan umysłu: „Ok., zrobię to jutro, wstanę i zrobię to. Żaden problem. A teraz zrobię przerwę”. Jednak życie jest bardzo krótkie – dzień, noc – noc, dzień - koniec. Może obudzicie się ponieważ jakieś cierpienie zapuka do waszych drzwi i wówczas pomyślicie: „Musze robić swoje pokłony!”.
W ostatnią niedzielę wszyscy przyszli i mieliśmy wielką Ceremonię Oświecenia Buddy. To cudowne mieć te ceremonie, ponieważ wreszcie widzę wszystkich nauczycieli Dharmy i starszych uczniów. Teraz wiem po co mamy te wszystkie ceremonie! Pewien uczeń, który zawsze był bardzo nieśmiały i nigdy nic nie mówił, przyszedł do mnie i tym razem przemówił: „Przyszedłem na to odosobnienie ale to moje ostatnie. Zen nie jest dla mnie. Praktykowałem przez sześć lat i nic się nie wydarzyło.”
Zapytałam: „Kiedy ostatnio byłeś na odosobnieniu?” Pomyślał chwilę i powiedział „Cztery lub pięć lat temu.”
„A jaka jest twoja codzienna praktyka?”
„Cóż, czasami wstaję rano i robię sto osiem pokłonów oraz siedzę przez piętnaście minut, ale nie mogę tego robić codziennie, tylko czasami.”
„A więc czego oczekujesz? Masz tylko to, co robisz, a to niewiele, bo robisz niewiele.”
Tylko spróbujcie trzech prostych rzeczy w swoim życiu: wskazań, medytacji i konganów. Jeśli wykonujecie te trzy praktyki, to jakbyście byli na trzech ścieżkach jednocześnie, wzrastacie wówczas bardzo szybko, ponieważ polegają one na dyscyplinie, której potrzebujecie, jeśli chcecie się czegokolwiek nauczyć. Medytacja może wam dać coś, co nazywamy samadhi, czyli czysty umysł Medytacja jest jak wiatr wiejący przez niebo: im więcej medytujecie, tym mocniej wiatr wieje, szybko oczyszczając niebo z chmur. Nie ma medytacji – nie ma wiatru i jest po prostu szaro, jak dziś. Następnie jest praktyka konganowa, która polega na mądrości. Samo siedzenie, to nie zen. Po trzech dniach możecie tego nie poczuć, ale jeżeli siedzicie na odosobnieniu przez tydzień lub kilka miesięcy, wówczas następuje punkt, w którym wasz umysł osadza się i jest jak spokojne morze, spokojny i cichy, najwspanialsze doświadczenie waszego życia. Sutry nazywają ten spokój błogością. Lecz nie możecie się tutaj zatrzymać. Jeśli jesteście uczniami Zen, musicie chodzić na rozmowy osobiste i czasem robić z siebie głupców! To jest ścieżka mądrości, której nie zawsze chcemy, bo nikt nie lubi czuć się głupio lub mieć poczucie, że nie zdał egzaminu. Dla wielu to przywraca wspomnienia ze szkoły – złe oceny, to nieprzyjemne uczucie.. znów następna zła ocena.
Pamiętam jak robiłam z siebie głupka wiele razy i czułam się okropnie! Pamiętam rozmowę osobistą z Mistrzem Zen Seung Sahnem, na której wykonałam ten szalony ruch, by odpowiedzieć i nigdy nie zapomnę jak na mnie spojrzał: „Co???” Nie mógł niczego ukryć i to było jak: „Co ona robi?” Mistrz Zen Seung Sahn jest wielkim Mistrzem Zen, więc stres jakiego doświadczałam był silny. Jego nauki nauczyły mnie nie brać siebie tak poważnie, „OK, jestem głupia, i co z tego. On również nie zawsze był taki mądry.”
Praktyka konganowa posiada wiele funkcji, jedną z nich jest to, że kiedy praktykujecie przez jakiś czas, nabieracie poczucia, że rozumiecie coś, szczególnie jeśli rzadko macie rozmowy osobiste i tylko praktykujecie w domu. Wtedy idziecie na rozmowę osobistą i doznajecie wielkiego „nie wiem”. Wówczas widzimy, że konieczne jest więcej praktyki. Pewnego razu miałam uczennicę, która znała odpowiedź na swój kongan przez sześć miesięcy, ale nie mogła po prostu wstać i jej udzielić. Podczas ostatniego siedmiodniowego Yong Maeng Jong Jin zrobiła to i obie byłyśmy tak szczęśliwe. To było cudowne doznanie.
Mistrz Zen Seung Sahn uczy nas, że musimy stać się dobrymi aktorami Cały ten świat jest jak pokój rozmów osobistych i jeśli nauczymy się czegoś podczas tej nieskończone relacji nauczyciel-uczeń, wówczas musimy tego używać w codziennym życiu. Pamiętam jak pewnego razu nie mogłam przejść przez kongan przez dłuższy czas i zaczęłam myśleć komu potrzebne są te stare historie o Mistrzach Zen z zamierzchłych czasów? One nie mają nic wspólnego z moim życiem. Nie powiedziałam tego Mistrzowi Zen Seung Sahnowi, ale on powiedział mi: „ Jeżeli masz problemy z konganami, to masz problemy w swoim codziennym życiu.”
Każdy kongan jest jak mała brama, którą otwieracie jedna za drugą. Jest brama emocjonalna, brama nieśmiałości, brama postrzegania i wiele innych. Zdarzenia w waszych życiach nie są takie same jak w konganach, nie wisicie na drzewie w waszym codziennym życiu (śmiech), no, może, czasami. Rzecz w tym, że kiedy otwieracie tę bramę, wtedy ona pracuje dla was w waszym codziennym życiu.
Pytanie: Jeśli kongany są jak otwieranie bramy, czy jest tam coś, gdy się otworzą? Czy wszystko nagle się otwiera?
PPSN: Może się zdawać ze ten proces otwierania jest bezkresny. Mam dopiero dwadzieścia jeden lat doświadczenia i im więcej praktykuję, tym widzę więcej bram do otwarcia.
Pytanie: A czy to zawsze jest w tym samym tempie?
PPSN: Tempo jest interesujące, ponieważ przez chwilę robicie wielkie kroki naprzód. Pamiętam jedno szczególne Yon Maeng Jong Jin, kiedy zrobiłam prawdziwy postęp ale później czułam, jakbym chodziła w kółko. Tak więc szybkość postępu jest dziwna, ale to tylko wrażenie, jakie macie. Nigdy się nie cofacie, rozwijacie się i wzrastacie jeśli praktykujecie. Jeżeli macie silny nawyk oczekiwania, wtedy chcecie, by się coś wydarzyło, jakieś światła, jakieś cuda i wtedy myślicie: „Taaak, jestem blisko oświecenia!”
Istnieje opowieść o oczekiwaniu, która wiele mi pomogła. W naszej tradycji Zen istnieje wielki duet mistrz-uczeń, Nam Cheon i Jo-Ju. Zanim stał się wielkim mistrzem, Jo-Ju miał sześćdziesiąt lat i praktykował już bez mała lat czterdzieści. Praktykował bardzo uczciwie z pytaniem, które wciąż zadawał Nam Cheonowi: „Mistrzu, co jest Prawdziwą Drogą?’ To jak pytanie o co chodzi w życiu. Dla niego było to bardzo poważne pytanie w jego świecie.
Podczas tego zimowego Kyol Che w Warszawie był uczennica, którą znałam od dawna i która zadała mi to samo pytanie: „Znamy się od tak dawna, wiec w czym leży tajemnica? Możesz mi powiedzieć.”
Zaczęłam się śmiać i powiedziałam jej, że ironia polega na tym, że ona posiada tę tajemnicę, ale tylko ona może ją odkryć. Często myślimy, że jest jakieś ukryte znaczenie w słowach nauczyciela: „Niebo jest niebieskie”. Nam Cheon odpowiedział na to samo pytanie mówiąc: „To codzienny umysł, nic szczególnego.” Zmienianie dziecku pieluszek jest Prawdziwą Drogą, picie piwa z przyjacielem jest Prawdziwą Drogą. Codzienny umysł jest Prawdziwą Drogą.
Lecz Jo-Ju nie potrafił w to uwierzyć, więc zapytał: „Mam go utrzymywać, czy nie?” Nam Cheon powiedział: „Jeżeli próbujesz go utrzymać, to już jest wielki błąd.”
„Ale jeśli go nie będę utrzymywał”, Jo-Ju wciąż próbował, „to jak mogę zrozumieć?” Wciąż miał silny nawyk pragnienia zrozumienia na czym to wszystko polega. Wszyscy popełniamy ten błąd tak często, próbując zrozumieć poprzez myślenie.
Więc ostatnim UDERZENIEM Nam Cheona było: „Skoro chcesz zrozumieć... rozumienie jest złudzeniem, nierozumienie jest pustką. Jeżeli prawdziwie chcesz zrozumieć Prawdziwą Drogę, jest ona przed myśleniem, czysta jasna i bezkresna. A więc dlaczego stwarzasz dobre i złe?” Słysząc to, umysł Jo-Ju całkowicie się otworzył.
W tej opowieści jest wielkie nauczanie. Kiedy usłyszałam ją po raz pierwszy, pomyślałam: Jo-Ju praktykował przez czterdzieści lat – to nie brzmi dobrze. Wszyscy mamy na początku ten pomysł, że będziemy mocno praktykować i skończymy, po czym wrócimy do naszych codziennych przyjemności czy czegokolwiek. Czterdzieści lat praktyki Jo-Ju dało mi dobrą perspektywę na to, co robię. Nam Cheon powiedział, że codzienne życie jest Prawdziwą Drogą, i to również jest dobre nauczanie, ponieważ większość z nas chce czegoś specjalnego, jakichś cudów. Cud jest, praktyka – zmieniamy się! To jest dla mnie prawdziwy cud, widzieć jak ludzie się zmieniają. Zwykle nie zdarza się to nagle: „Ach! Mogę latać po tej sali Dharmy”, to nie na tym polega.
A wiec wróćmy do prawdziwego cudu i kontynuujmy te okropne rozmowy konganowe!
– Przekład: Maciej Dziubak
-Artykuł z http://www.kwanumeurope.org/