poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Mistrz strategii - bajki chińskie

Mistrz strategii

Spośród wielu cech charakteru, przymiotów ducha i umysłu Chińczycy najwyżej cenili zdolność strategii, przewidywania i planowania. Przewidywanie zachowań przeciwnika, konkurenta, klienta wymagało dobrej znajomości psychologii i natury ludzkiej, poznania meandrów ludzkiego umysłu. Pozwalało zdobyć przewagę, osiągnąć sukces i zwycięstwo tam, gdzie wydawało się ono niemożliwe do zdobycia, gdzie nawet marzenie o honorowej porażce uważano już za wygórowane. Niedoścignionym mistrzem strategii był Sun Tzu, a jego Sztuka wojny do dnia dzisiejszego stanowi jedną z najbardziej poszukiwanych i czytanych książek przez wojskowych, biznesmenów, przedsiębiorców, graczy na giełdzie, a także naukowców i gospodynie domowe. O nieprawdopodobnych zdolnościach strategicznych Sun Tzu niech świadczy poniższa historia.
Sun Tzu przybył do pewnego miasta i zatrzymał się na odpoczynek w szkole zapasów mistrza Wu. Był tu zawsze dobrze przyjmowany i otaczany należytym szacunkiem, a sam mistrz Wu był jego dobrym przyjacielem. Sun Tzu cenił też spokój, który panował w szkole, jej tradycje i zwyczaje. Tym razem atmosfera była jednak bardzo napięta, nerwowa i nieco przygnębiająca. Wszyscy mówili o zawodach, które miały się odbyć następnego dnia podczas wielkiego dorocznego jarmarku na największym placu w mieście w obecności przedstawicieli cesarskiego dworu. Ale szkole Wu nie dawano dużych szans. Turniej pomiędzy dwiema wiodącymi szkołami zapasów - mistrza Wu i mistrza Li - był coroczną tradycyjną forma wyłonienia najlepszego zapaśnika i najlepszej szkoły w mieście. Walczono o prestiŜ, ale i o duŜe pieniądze. Turniej
przebiegał według tradycyjnych reguł. Trzej najlepsi zapaśnicy jednej szkoły, wyłonieni drogą wewnętrznych eliminacji, stawali kolejno do walki z trzema zapaśnikami drugiej. Odbywały się trzy, najczęściej bardzo twarde i długo trwające walki. Za koniec starcia i zwycięstwo uważano poddanie się, położenie przeciwnika na łopatki lub wypchnięcie go z areny. Istniał też niepisany zwyczaj, że w walce pierwszej brali udział najlepsi zapaśnicy z obu szkół, okryci sławą zwycięzcy wielu walk i turniejów. Była to najważniejsza walka dnia. Do drugiej stawali pretendenci z ambicjami i już fantastycznymi umiejętnościami, pozostający jednak cały czas w
cieniu swoich mistrzów. Być może za parę lat to oni będą walczyć w walce pierwszej. W walce trzeciej występowali zaś zapaśnicy młodzi, głodni sławy i choć jeszcze bez sukcesów, jednak pełni dobrych chęci. Wygranie przynajmniej dwóch walk w turnieju dawało szkole zwycięstwo. Samo wytypowanie do walki przez mistrza, reprezentowanie szkoły, było już wyróżnieniem. Zwycięstwo przynosiło, indywidualnie, duże pieniądze i ogromną sławę.
Od wielu lat zawody wygrywała szkoła mistrza Li - to dwa do jednego, totrzy do zera. Zawodnicy ci nie byli  dużo lepsi od uczniów mistrza Wu. Byli minimalnie lepsi, ale to wystarczało. Zawodnicy z walki pierwszej i drugiej znali się od wielu lat, ścierali się ze sobą wielokrotnie, znali wszystkie swoje słabe i
mocne strony, znali formy obrony i triki ataku. Przy tym zawodnicy szkoły Li mieli tę psychiczną przewagę, że od wielu lat zwyciężali Tak miało być i tym razem. Nic dziwnego, że Sun Tzu zastał mistrza Wu w nie najlepszym nastroju. Mistrz przygotowywał się do kolejnej porażki swej szkoły, bo nic nie wskazywało,
że w tym roku będzie inaczej. Wtedy Sun Tzu zapytał go:
- Czy chcesz wygrać ze szkołą Li?
- Tak - nieco zdziwiony pytaniem, odpowiedział mistrz Wu. - Ale to nie jest możliwe.
- A w jakim stosunku chciałbyś wygrać? -pytał Sun Tzu, jak gdyby nie słysząc
obiekcji.
Mistrz długo zwlekał z odpowiedzią, gdyż wewnętrznie poddawał w wątpliwość stan psychiczny Sun Tzu. W końcu odparł:
- Powtarzam: nie jest możliwe, aby moja szkoła wygrała. Tam są lepsi zapaśnicy!
Zastanawiam się, jak z honorem przegrać.
- Nie proszę, abyś oceniał zawodników i szanse zwycięstwa. Proszę, abyś mi powiedział, w jakim stosunku chcesz pokonać szkołę mistrza Li! - Sun Tzu trochę się zniecierpliwił.
Mistrz Wu wiedział dobrze, kim jest jego gość, i zdawał sobie sprawę, że nigdy nie rzuca on słów na wiatr. Jednak pytanie wydawało mu się bez sensu. W końcu odparł jednak: - Jeżeli mogę decydować, to niech to będzie zwycięstwo całkowite. Trzy walki wygrane.
- Dobrze. Jutro masz postąpić tak. Do walki pierwszej wystawisz swojego trzeciego zawodnika. Zrobisz to tuż przed walką, aby nikt o tym się wcześniej nie dowiedział.
- Jak to? Mój trzeci zawodnik jest młody, waleczny, ale jest bez szans w walce z mistrzem szkoły Li. To będzie porażka, jakiej nigdy nie było, i kompromitacja szkoły.
- To się okaże jutro. Ale masz dochować bezwzględnej tajemnicy. Jak obsadzić następne walki powiem ci jutro. A teraz idź spać.
Kiedy mistrz Wu udał się na spoczynek, Sun Tzu w tajemnicy odszukał młodego zapaśnika, który, zgodnie z powszechnym oczekiwaniem, miał wystąpić jutro rano w trzecim pojedynku. Chłopak nie spał, tylko rozmyślał o zbliżającej się walce. Był napięty, pobudzony, podenerwowany, miał ogromną tremę. Pochodził z biednej rodziny. W sztuce zapasów widział dla siebie szansę wybiciasię z nizin. Tę szansę otrzymał. Jutro  musi ją wykorzystać.
Wizytę przyjął ze zdumieniem, ale kiedy Sun Tzu zaczął rozmawiać, napięcie prysło. Mówili o szkole, sztuce zapasów, walce, jutrzejszych zawodach. Sun Tzu zapytał o marzenia i pragnienia. Chłopak nieśmiało wyjawił, że owszem, ma je: pomoc rodzicom, powrót do wioski, kupno konia, lepszego i większego pola. Ale Sun Tzu chyba nie o to chodziło, bo pytał dalej - o te utajone, najskrytsze, te z głębi duszy. W końcu chłopak, zawstydzony i czerwony, wyjawił, że jest coś, a raczej ktoś taki. To piękna Mio, córka najbogatszego gospodarza we wsi. Trochę ze sobą sympatyzują i wie, że nie jest jej obojętny. Ale jej rodzice nigdy się nie zgodzą na związek. Nigdy nie będzie tak bogaty, aby móc poprosić o jej rękę. A
nawet gdyby miał pieniądze, nie będzie miał dość znacznej pozycji, aby być przyjęty. Chłopak posmutniał i wtulił głowę w ramiona.
- A ile musiałbyś mieć, aby starać się o rękę Mio? - zapytał Sun Tzu.
- Myślę, że około pięciuset liangów - odparł po namyśle chłopak.
- Gdybyś jutro wygrał walkę, ile byś dostał?
- Za wygrana walkę dostałbym pięćdziesiąt liangów - i znowu się zamyślił.
- Przez dziesięć lat uskładałbym pięćset liangów, ale czy mistrz zawsze by mnie wystawiał? Czy zawsze bym wygrywał? Czy Mio zechciałaby na mnie tak długo czekać? - i znowu posmutniał.
- A gdybyś walczył w walce drugiej, ile byś dostał? - zapytał Sun Tzu.
- I gdybym wygrał?
- Oczywiście.
- Za drugą walkę dostaje się czterysta liangów. Ale dostać się na drugą pozycje
w szkole to prawie niemożliwe. Wiele lat pracy treningów, walk...
Sun Tzu przerwał mu: - A ile byś dostał za zwycięstwo w pierwszej walce?
- Tysiąc liangów - chłopak skierował oczy w górę i wyraźnie się rozmarzył.
- Tysiąc liangów - powtarzał.
- I co jeszcze - wyrwał go z rozmarzenia Sun Tzu - mógłbyś przez to osiągnąć?
- Nieśmiertelną sławę najlepszego zapaśnika, honory dworskie, prawo do
prowadzenia własnej szkoły, zaproszenie na walki do stolicy... - chłopak wymieniał
jednym tchem. Widać było, że ma ten temat dobrze przemyślany.
- Jutro walczysz w pierwszej walce! - Słowa Sun Tzu spadły na niego jak grom z jasnego nieba. Chłopak zbladł i się przestraszył. - Mistrz Wu tak zadecydował - skończył Sun Tzu.
- Przecież to niemożliwe - chłopak nie chciał wierzyć. - Tam do walki staje niepokonany od dziesięciu lat zapaśnik, który wygrał już nawet zawody w stolicy, ma nienaganną technikę...
- Co o nim wiesz? - przerwał Sun-Tzu.
- Wszystko. Był kiedyś dla mnie wzorem. Znam jego ulubione chwyty, gesty, zwody - rozkręcił się chłopak
- A co on wie o tobie?
- Nic. Nawet nie wie o moim istnieniu.
- Wobec tego uważam, że masz ogromną szansę na zwycięstwo, jeżeli wykorzystasz element zaskoczenia - powiedział Sun Tzu. - Znasz jego słabe strony?
- Tak. Waży dużo więcej ode mnie. Jest trochę mało zwrotny. Dąży do zwarcia i ma słabą lewą nogę.
- Tak zaplanuj więc jutrzejszą walkę, aby te słabości wykorzystać. Pomyśl o swojej pięknej Mio, która być może będzie jutro oglądać cię na arenie - zakończył Sun Tzu i wyszedł, zostawiając chłopaka w niemałym osłupieniu, ale w jakże innym wewnętrznym nastroju.
Sun Tzu wiedział, że każda batalia musi być dobrze przygotowana, niczego nie wolno zostawić przypadkowi. Dlatego bezzwłocznie wysłał posłańca do ojca pięknej Mio z zaproszeniem od mistrza Wu na jarmark i jutrzejszy turniej. Od samego świtu trwały przygotowania do walk. Szykowano arenę, miejsca
dla zawodników i widzów, honorowe loże dla dostojnych gości. Ze wszystkich stron zjeżdżali kupcy, kramarze, rolnicy. Panowała gorączkowa atmosfera oczekiwania na najważniejsze wydarzenie jarmarku. Równo w południe zadęły trąby, oznajmiając początek zawodów. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy w pierwszej walce naprzeciwko najlepszego, największego i najsławniejszego zapaśnika szkoły Li stanął nikomu nieznany, niedoświadczony młokos. (Tu warto dodać, że Sun Tzu nie omieszkał wspomnieć mu przed walką, iż jego ukochana Mio z ojcem i rodziną są na widowni.) Gdy wielki zapaśnik Li zobaczył, z kim ma się zmierzyć, uznał to za obelgę, wyraz lekceważenia. Postanowił skończyć walkę najszybciej, jak potrafi - wyrzucając przeciwnika z areny. Zaraz po sygnale sędziego z ogromną nonszalancją i pewnością siebie ruszył na rywala, chcąc złapać go w morderczym uścisku i odrzucić daleko. Zaniedbał przy tym wszystkie zasady obrony. Jego szeroko rozstawione ręce trafiły w pustkę. Młokos zwinnie uskoczył na
prawo, zablokował jego lewą nogę i wykorzystując impet przeciwnika silnie pchnął go z tyłu. Jeszcze widzowie dobrze się nie rozsiedli, a już wielki zapaśnik Li runął na arenę i jego łopatki dotknęły ziemi. Aby nie było wątpliwości, młody siedział już na nim i założył chwyt duszenia. Nie było innej możliwości - wielki
zapaśnik szkoły Li musiał się poddać, a sędzia ogłosił sensacyjne zwycięstwo zapaśnika szkoły Wu. Publiczność wiwatowała i szalała. - Była to najkrótsza i najbłyskotliwsza walka w dziejach turniejów, która na pewno przejdzie do historii, a młodego zapaśnika okryje sławą. Chłopak patrzył w kierunku pięknej Mio,
która była wyraźnie dumna. Jej ojciec spontanicznie klaskał ze wszystkimi widzami.
Do drugiej walki wyszli drugi zawodnik szkoły Li i najlepszy zawodnik szkoły Wu. W duchu zazdrościł on swojemu młodszemu koledze takiego wspaniałego zwycięstwa. Poczuł, że jego pozycja „pierwszego” w szkole jest zagrożona. Postanowił udowodnić wszystkim, że jednak jest najlepszy. Wyszedł maksymalnie
skoncentrowany i skupiony z silnym postanowieniem szybkiego skończenia walki. Upozorował atak w prawo, szybko założył swój ulubiony, mistrzowski chwyt i walka znowu skończyła się błyskawicznie. Było dwa do zera dla szkoły Wu.
Trzecia walka odbyła się bez niespodzianek. Najmłodszy zawodnik szkoły Li był tak przerażony porażkami swoich starszych i bardziej doświadczonych kolegów, że gdy stanął naprzeciwko dużo sławniejszego drugiego zawodnika szkoły Wu, poddał się praktycznie bez walki.
Było trzy do zera dla szkoły Wu - tak jak obiecał Sun Tzu.
-opowiadanie z książki Zbigniewa Królickiego "Bajki chińskie dla dorosłych"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz